Aniela z Foligno (1249-1309)

O. Patrick de Laubier

ANIELA Z FOLIGNO (1249-1309) albo pragnienie Boga

Epoka

Dzieło Anieli z Foligno nie jest przypadkowe. Trudno je oddzielić od epoki franciszkańskiej, będącej szczytem cywilizacji średniowiecznej. Kościół, który akurat umknął przed budzącym trwogę niebezpieczeństwem zeświecczenia, jakie ściągał na niego system feudalny, staje obecnie przed kolejnym wyzwaniem: dobrobytu materialnego, co prawda względnego, ale widocznego. Świadczy o tym rozwój demograficzny i rozwój miast. W obliczu bogactwa Franciszek przynosi nie-zwykłe antidotum: ducha ubóstwa przeżywanego w radości, kontrastującej ze smutkami manichejczyków[1] czy albigensów[2]. Franciszkowy radykalizm jest bardziej dostosowany do małej grupy gorliwców niż do wielkiej grupy uczniów i bardzo szybko trudności w zastosowaniu reguły zredagowanej przez Franciszka wywołają odstępstwa. Chrześcijaństwo całe zostanie poddane fermentacji: rygoryści staną przeciw zakonnikom, świeccy przeciw żebrakom, pojawią się grupy takie jak Bracia wolnego Ducha, praktykujący komunizm, o jakim św. Franciszek nawet nie śnił.

Inne bardziej anarchistyczne sposoby życia duchowego miały konsekwencje społeczne i polityczne wystarczająco ważne, by niepokoić świeckie ramię społeczności, której organiczna spójność nie pozwalała na łatwe rozróżnienie tego, co duchowe, od tego co nietrwałe.

Życie

Aniela to matka bogatej, światowej rodziny, która nawróciła się mając 40 lat. W odróżnieniu od Elżbiety Węgierskiej – która umarła mając 24 lata w r. 1231 jako matka rodziny i członkini III Zakonu św. Franciszka – Aniela z Foligno żyła powołaniem bardziej kontemplacyjnym niż czynnym. Do zakonu jeszcze bardzo młodego, w którym bracia mniejsi są miotani podziałami, zagrażającymi jedności, ona wnosi świadectwo kontemplowania Jezusa Chrystusa, rysującego się przed jej oczyma i którego obraz w jakiś sposób sama odtwarza, żyjąc intensywnie jego nauczaniem.

Jej świadectwo nie jest napisane przez bezpośredniego świadka, lecz przez tercjarza, który pisze to, co mu dyktują, jest to więc dzieło podobne – wspomnę tu o najważniejszych – do Dialogu Katarzyny Sieneńskiej, jak i do Dzieł Teresy z Avila.

Aniela jako tercjarka franciszkańska zło-żyła śluby około r. 1290, lecz nie ograniczyła się do wypełniania minimalnych wymagań: post, jałmużna, modlitwa, dzieła miłosierdzia, lecz heroicznie włączyła się we wspinanie się po siedmiu stopniach życia wewnętrznego, poczynając od cudownego objawienia Bożej bliskości, a kończąc na tym, co niewysłowione. Przeszła przez straszliwe doświadczenia. Wizje, na podobieństwo umacniającego wina pomagają jej je znieść, podobnie jak było w przypadku św. Teresy z Avila.

Włącza się, jak św. Franciszek, w różne dzieła: ubóstwo (Mt 19,21); apostolstwo (Mk 6,8-9); ukrzyżowanie (Mk 8,34). Poza pielgrzymkami do Asyżu jej życie upływa w Foligno. Tam też umiera 4 stycznia 1309 roku.

Dzieło

Pozostaje po niej Memoriał, skończony w 1297 r. i 35 innych utworów (listów, rozmów, opowiadań, notatek), które w r. 1505 przetłumaczono na hiszpański, a na francuski – przez Hello w w. XIX, w r. 1926 przez Doncoeur’a.

Będąc daleką od wyjątkowości w XIII wieku, duchowa przygoda Anieli z Foligno należy do wstrząsającej serii doświadczeń podobnych do Małgorzaty z Cortone, wieśniaczki wyróżniającej się pięknem, która po tym, jak gorszyła swe otoczenie, żyła w rekluzie, oddziaływując duchowo na wielu, w latach 1247 do 1297. Innym przykładem jest Elżbieta Węgierska, małżonka Ludwika z Turyngii (1207-1231), która jako tercjarka św. Franciszka naśladowała jego ubóstwo i miłosierdzie. Zmarła w wieku 24 lat. Można tu też przywołać Gertrudę z Helfty (1256-1301), autorkę Herolda Bożej miłości – dzieła mistycznego po łacinie. Benedyktynka, która mając 5 lat rozpoczęła życie zakonne u Sióstr Oblatek.

Wspomniane osoby dały dowód eksplozji średniowiecznej gorliwości, jaka wyraża się lub nie w piśmiennictwie. Współcześni Anieli to Ludwik IX, Tomasz z Akwinu, Bonawentura. Europa katedr i wypraw krzyżowych jest jakby duchowo niesiona przez tych przyjaciół Boga: mężczyzn, kobiety, ludzi świeckich i duchownych, wieśniaków i książąt, uczonych i analfabetów. W centrum: Bóg-Człowiek.

Czasem zarzuca się średniowiecznej duchowości, że w sposób wyłączny uprzywilejowała stan zakonny i że uczyniła z życia świeckiego, przeciwnie do Kościoła pierwotnego, stan życia drugorzędny, zachowany dla mniej wspaniałomyślnych. Jest pewne, że nie-zwykły prestiż zakonów żebraczych, zwłaszcza w XIII wieku, był nierozłącznie związany z ich ewangelicznym radykalizmem, ofiarowującym wymagającym duszom drogę stromą, budzącą entuzjazm tłumu, jednocząc w tym samym ideale młodych i starych, bogatych i biednych, piśmiennych i niewykształconych.

STAN ŚWIECKI

Na sześć duchowych osobowości, przywołanych z racji ich nadzwyczajnego oddziaływania, trzy to osoby świeckie: Elżbieta, Ludwik, Małgorzata, bliskie franciszkanom (jako członkowie III Zakonu), lecz nie będące osobami konsekrowanymi. Aniela pozostanie w stanie świeckim, podobnie jak później Katarzyna ze Sieny.

Można by powiedzieć, że ci świeccy prowadzili szczególne życie, jak w przypadku Anieli, która prosiła Boga o śmierć członków swej rodziny po to, aby móc się całkowicie oddać kontemplacji i umartwieniom. Myślimy tu też o Mikołaju z Flute, ojcu dziesięciorga dzieci, który nagle został pustelnikiem. Tak jedni jak i drudzy pozostali przez przeważającą część swego życia w stanie świeckim. Tak będzie też z wieloma innymi pośród największych świętych Kościoła katolickiego: z Brygidą Szwedzką, Franciszką Rzymską, Katarzyną z Genui, Joanną de Chantal, a wśród mężczyzn ze Stefanem Węgierskim, Henrykiem Niemieckim, Tomaszem Morusem i innymi.

Teoretykiem wybitnej potencjalnej godności ludzi świeckich jest w XVII wieku Franciszek Salezy, którego Wprowadzenie do życia pobożnego jest bardzo znane.

PISMA

Aby powrócić do Anieli z Foligno – bardzo cenionej właśnie przez Franciszka Walezego – jej duchowość ma rysy średniowieczne o zabarwieniu franciszkańskim, które są bardzo oczywiste, ale odbija tak wyraźnie swe otoczenie i epokę, że trzeba odrzucić wyjaśnianie jej płomienia powodami socjologicznymi lub nawet psychologicznymi. Stajemy tu wobec świata, który ujawnia się przed naszymi oczyma w potężnym i tajemniczym podmuchu Ducha. Słowa, których jej ciągle brakuje dla przekazania orędzia niemożliwego do sformułowania pozostawiają nam jednak wymowne próby, których okruchy mają większą wagę przez swą wzniosłość, niż najpiękniejsze fragmenty Boskiej Komedii. Powiedzmy na-wet, że Dante wydaje się być wyprzedzony przez te błyski nędzy szukającej swego Boga:

„To nie dla żartów cię pokochałem” – słyszy wewnętrznie Aniela i sama może jedynie od-powiedzieć, że jej miłość jest szyderstwem w porównaniu z miłością, jaką Bóg – który się stał Człowiekiem – darzy swe stworzenie:

„Tak, ja to całkowite przeciwieństwo! Moja miłość była jedynie igraszką, kłamstwem, udawaniem. Zaprawdę nigdy nie chciałam się do Ciebie zbliżyć, aby dzielić to, co wycierpiałeś dla mnie i co chciałeś cierpieć.”

I niezwykły dialog wywiązuje się pomiędzy Tym, który jest wszystkim, a tą, która jest ni-czym. Teologiczności tego dialogu żaden poeta nie zdołałaby wyrazić w odpowiednich słowach. Sam Franciszek wyśpiewujący hymny stworzeniu, zadowalał się słowami: Mój, Boże – będąc twarzą w twarz ze swym Bogiem. Aniela z Foligno pozostawia pouczenia bardziej dopracowane i dobitne niż doktorzy z zakonu franciszkańskiego, z wyjątkiem Bonawentury.

TWARZ CHRYSTUSA U ANIELI Z FOLIGNO

W sercu tego duchowego chwytliwego świadectwa wielkiej mistyczki XIII-wiecznej i wszechczasów jest obecność, twarz Chrystusa przemieniona radością i zniekształcona niewysłowionym cierpieniem. Bez tego światła lektura jej wizji i pouczeń byłaby niezrozumiała i nawet nie do zniesienia. Dzięki temu wszechobecnemu obliczu dosięgamy królestwa, w którym miłość jest prawem, idziemy po ścieżkach cierpienia, które oświeca miłość. Kontemplujemy stworzenie, stajemy w obliczu dobra i bez zgorszenia stawiamy czoła złu.

Jesteśmy nakłaniani do porzucenia naszego zwykłego sposobu widzenia rzeczy, aby się uwrażliwić na inne rzeczywistości, ale nie na wyobrażony sposób – jak podczas lektury Boskiej Komedii – lecz na sposób wewnętrznej przygody.

Aniela z Foligno staje się czystym zwierciadłem, w którym odbija się twarz jej Chrystusa. My spostrzegamy zaledwie kilka rysów naszkicowanych, to w świetle, to w mroku. Wyobraźnia nie jest wcale pobudzona, stałe „pouczenia” przenikają się z „wizjami”, aby nam ofiarować uczestnictwo w tym osobistym doświadczeniu z Niewysłowionym. To nie jest żadna autobiografia na tych płomiennych stronicach, raczej biografia Innego, kontemplowanego w Ewangelii, w bycie wszystkich rzeczy, w szczegółach i w całości.

Wszystko, co wiemy o Chrystusie z Pisma Świętego znajduje się u Anieli, lecz ona do tego dodaje uwagi wyostrzone przez miłość. Nie rości sobie jednak pretensji do znania Nieznanego, jej ograniczenia są nawet większe od naszych. Można się zastanawiać nad racją tych wizji:

„Człowiek, moje dzieci – mówi ona – kocha jak widzi. Im bardziej widzimy tego Boga-Człowieka ukrzyżowanego, tym bardziej wzrasta nasza miłość do doskonałości, tym bardziej jesteśmy przemieniani w Tego, którego widzimy. W miarę jak jesteśmy prze-mieniani w Jego miłość, przemieniamy się w Jego boleść, gdyż dusza nasza widzi ten ból. Im bardziej człowiek widzi, tym bardziej kocha. Im bardziej ogląda Jego Mękę, tym bardziej przemienia się w Tego, którego kocha, przez cnotę boleści. Jak jest przemieniany w miłość, tak jest przemieniany w boleść przez wizję Boga i samego siebie. (135)”

Na początku i na końcu tej kontemplacji jest miłość, która pragnie wiedzieć, aby lepiej kochać. Będzie w istocie chodziło o cudowne współczucie, gdyż miłość ujawniła się poprzez cierpienie. Aniela niewyczerpanie widzi Chrystusa cierpiącego i usiłuje zmierzyć długość i wysokość podobnego dowodu miłości.

Zatrzymajmy się na trzech rysach oblicza Chrystusa kontemplowanego przez tę córę Boga: radość, cierpienie, niewymowność.

RADOŚĆ CHRYSTUSA

Radość jest częścią natury Boga i patrząc na Chrystusa ukrzyżowanego Aniela odczuwa to misterium radości:

„Można by sądzić, że będę płakać widząc Mękę. Zostałam zaś dotknięta i zalana radością, która nie była naturalna. Radość rosła, rosła, straciłam mowę i upadłam jak rażona gromem na ziemię. Ujrzałam właśnie coś niewypowiedzianego, olśnienie chwały” (100).

Umocniona w ten sposób Aniela może się oddać cierpieniu, nie porzucając radości, która stoi w sprzeczności tylko ze smutkiem, ale nie – z cierpieniem.

Radość tajemnicza promieniuje z dzieła:

„Te wizje – zaświadcza – przypominają no-we stworzenia, tworzy je radość. Te radości ogromne i zróżnicowane nie sposób porównać pomiędzy sobą, lecz żadna z nich, choć ogromna, nie wydaje się być wieczną” (107).

W tej symfonii radości, cierpienia i niewysłowioności, radość jest jakby charakterystycznym motywem przewodnim i znamy jej przyczynę, przedmiot, podmiot, początek i koniec:

„I On mnie prowokował do miłości, mówiąc: ‘O moja umiłowana córko, o moja córko i moja świątynio! O córko moja i moja radości! Kochaj mnie, gdyż Ja cię kocham bardziej niż ty Mnie kochasz! Spocząłem w tobie i wypoczywam. Teraz ty spocznij we mnie i odpocznij. Żyłem pośród apostołów: widzieli mnie oczyma ciała i nie odczuwali Mnie tak, jak ty Mnie odczuwasz. Kiedy powrócisz do siebie odczujesz inną radość, radość nieporównywalną z niczym’.” (54)

Odczuwając szczególny pociąg ku tej cudownej miłości, Aniela się upokarza, uniża, spuszcza oczy i radość napełnia tę pustkę po-między Stwórcą a stworzeniem, które stoi przed Nim.

„On się uskarżał – mówi – na rzadkość wierzących, na rzadkość wiary i jęcząc mówił: ‘Ko-cham miłością ogromną duszę, która Mnie kocha niekłamliwie. Gdybym, spotkał w duszy miłość doskonałą, udzieliłbym jej większych łask niż świętym z wieków przeszłych, przez których Bóg dokonywał cudów, o jakich dziś się mówi. Niech nikt nie sądzi, że ma wytłumaczenie, bo każdy może kochać. Bóg prosi duszę tylko o miłość, On bowiem kocha duszę bez zwodzenia i On sam jest miłością duszy.” (54) Oto sekret radości serca oddanego Bogu, który je usynowia i przebóstwia przez uczestnictwo.

CIERPIENIE CHRYSTUSA

Pośród autorów chrześcijańskich, którzy mówili o cierpieniu Chrystusa, Aniela z Foligno zajmuje szczególne miejsce. Blask zawarty w jej usiłowaniach opisania Męża Boleści uderza.

„W łonie Swej Matki Jezus zaczął odczuwać wszechpotężną boleść: wszystkie smutki Jego duszy i ciała, które miał znosić dla nas, znał, żył nimi, ważył je, przenikał je w całości i w szczegółach.” (153)

Aniela dostrzega i zwraca uwagę na to, o czym się zapomina: „Jedną z boleści Jezusa najbardziej zapominaną było Jego współczucie dla Siebie. Niezliczone udręki i niewypowiedziany ból, które przewidywał jako Mu grożące, sprawiały, że patrząc na siebie miał rozdarte serce. Widząc i ważąc misję, jaką o-trzymał od Ojca, którą było noszenie ciężaru wszystkich grzechów i wszystkich boleści wy-branych, odczuwał, że te okropności były nie do odwołania, że były pewne, nie do uniknięcia i że był poświęcony ciałem i duszą na ich objęcie, ogarniała go, gdy na siebie patrzył, rozdzierająca litość. Wyobraźcie sobie stan człowieka, który widziałby wzrokiem proroczym i nieomylnym, największe, niewysłowione cierpienie zbliżające się do niego, posiadającego pewność, że ono go dosięgnie i gdyby miał przed swymi oczyma stale szczegóły wszystkich Swych udręk: litowałby się nad sobą. Ale jak bardzo wzrastał ten smutek Jezusa, skoro przewidywana i zbliżająca się boleść była bez granic i skoro On był wyposażony w inteligencję i wrażliwość nie do pojęcia i mógł z wyprzedzeniem zgłębić przepaść Swych męczarni ich naturę i jakość?” (155)

Wiedza Anieli jest nierozerwalnie teologiczna i uczuciowa. Ona cierpi coś z tej otchłani udręk i to uzdalnia ją do wypowiedzenia o niej kilku zasadniczych słów.

Skrótowość Ewangelii ukazuje nam jakby ziarno ogromnego drzewa niewyobrażalnych boleści. Aniela mówi – chcąc wspomóc rozmyślanie pobudzające miłość – „Im więcej człowiek widzi, tym bardziej kocha”.

Miłość chce wiedzieć. Podobnie jest z Męką Chrystusa – według wyrażenia nawróconej z Foligno: „całe życie jest w pamięci”. I chce wypełnić swą własną pamięć tą straszliwą rzeczywistością dla przedłużenia współczucia i ujawnienia miłości do Cierpiącego. Bez nadziei na bycie wysłuchaną pisze dalej: „Zapewniam, że cierpienie Chrystusa było czymś niewyrażalnym. Niewyrażalnym, ponieważ było przyzwoleniem, darem Bożej Mądrości… To był ból najwyższy… To dlatego żadna stworzona inteligencja nie ma możności koniecznej do objęcia tego bólu”. (156)

W jednym z wewnętrznych pouczeń, jakie Aniela otrzymała, Chrystus podziękował jej za tę pociechę, której w czasie Swej Męki do-znał, na widok jej nawrócenia i wiernego życia.

NIEWYSŁOWIONOŚĆ CHRYSTUSA

Duchowe doświadczenie Anieli znało zasadnicze ograniczenie: „Boże działania dokonywane w mojej duszy były zbyt niewyrażalne, aby je mógł opowiedzieć nawet święty czy anioł. Boskość tych działań i głębia ich otchłani miażdżą zdolność i inteligencję całej duszy i całego stworzenia. Kiedy o nich mówię zdaje mi się, że moje słowo to bluźnierstwo. Jestem wyrywana z moich codziennych zwyczajów. Żegnaj ukryte życie Chrystusa, jakie tak kiedyś miłowałam; żegnaj wielka kontemplacjo głębi, drogiej głębi Ojca, który od całej wieczności przeznaczył Synowi ogrom, aby Mu dotrzymać towarzystwa, żegnajcie ubóstwo, cierpienia, poniżenia, któreście były życiem Syna Bożego i któreście były także moim odpoczynkiem na ziemi. Żegnajcie święte ciemności, w których ujrzałam twarz Pana, żegnaj moja dawna radości.” (73)

Mając jakby dostęp do tajemnic Króla, przywołuje Pismo Święte: „Pojmuję teraz, dla-czego Pismo jest proste i trudne zarazem; dlaczego się zdaje, że sobie zaprzecza; dla-czego człowiek wymyka się zbawieniu, jakie z niego pochodzi; w jaki sposób ono potępia, a jak ocala. Znam te sprawy i stoję przy nich prosto, pełna wiedzy, a kiedy powracam do tajemnic królewskich mogę wypowiedzieć kilka małych pewnych słów. Lecz chodzi o działania niewysłowione, chodzi o olśnienia chwały; nie podchodźcie ludzie słowa. To, co wypowiadam w tej chwili, wydaje mi się ruiną i ogarnia mnie trwoga, jaką się czuje bluźniąc… Nie, nie, nie! Wszystko, co wymieniłam jest niczym, niczym wobec Niewypowiedzianego.” (76)

Znacząca uwaga dla czytającego: Aniela wydaje się stale nie mieć zdolności kontynuować, lecz jej zdolności kontemplowania wzrastają na naszych oczach: „Jednym z działań, jakich Bóg dokonuje w duszy – mówi – jest dar wielkiej zdolności pełnej rozumu i radości” (77). To pozwala jej iść ku Niewypowiedzianemu, którym jest Wcielony Chrystus Bóg-Człowiek: „To nie ja sama płynę po tym oceanie, nie, to Pan mnie prowadzi i unosi. Nie jestem nawet zdolna pragnąć takiej szczęśliwości.” (77)

Szczęście kontemplowania oblicza Chrystusa w blasku Boga. Ona nie może widzieć Boga takim, jakim On jest, lecz zbliża się twarzą w twarz mówiąc nam o oślepiających etapach.

Te kilka cytatów miało za cel ukazać jak kontemplowanie przez Anielę z Foligno Jezusa Chrystusa wzrasta oszałamiająco na na-szych oczach, zaskakując wyrazem, podczas gdy ona sama nie traci spokoju i opanowania.

W tym sensie to duchowe malowidło wielkiej mistyczki jest porównywalne z dziełem sztuki. Jak ikony, które z nieznanych racji, zachęcają do modlitwy i promieniują duchowością, tak ona pomaga nam widzieć to, co nie-widzialne, żeby to pokochać. To obraz złożony w swej strukturze, rozproszonej przez wiele szkiców oblicza, które jednakże jest wciąż to samo i nadaje dziełu silną jednolitość. Oblicze ujawnione przez Anielę jest ożywione i duchowe, szybko się wyryje w pamięci każdego. Samo jego wspomnienie zachęca do pójścia ku Niewysłowionemu lub raczej do pozwolenia na prowadzenie się ku Niemu, choć nie wiemy, dokąd nas doprowadzi, w radości nierozłącznej od cierpienia.

Stella Maris, styczeń 2003, nr 388, str.1-4.

Jeśli chcesz otrzymywać światło Boże – módl się.

Jeśli już osiągnąłeś doskonałość słowa i pragniesz,
by to światło wstąpiło w Ciebie – módl się.
Jeśli chcesz otrzymać nadzieję – módl się.
Jeśli chcesz dla siebie pozyskać
posłuszeństwo, sprawność,
jedność, siłę – módl się.
Na cokolwiek się zdecydujesz – módl się.
Im bardziej jesteś kuszony,
tym więcej powinieneś poddawać się modlitwie.

*
Boże mój, spraw, abym stała się godną, poznać najwyższą tajemnicę, której dokonała Twoja niewysłowiona gorąca miłość, pochodząca od samej Trójcy: tajemnicy Twojego najświętszego Wcielenia, którego dokonałeś dla nas jako początek naszego zbawienia. To Wcielenie sprawia w nas dwie rzeczy; po pierwsze napełnia nas miłością, a po drugie daje nam pewność zbawienia.

*

O Miłości niepojęta!
Zaiste nie masz większej miłości
nad tę, mocą której Bóg
stał się ciałem, aby mnie nią
ogarnąć i przebóstwić.
O Niepojęty, Ty dałeś się pojąć!
O Niestworzony, tyś stał się stworzeniem!
O myślą Nieogarnięty, Ty dajesz się ogarnąć!
Panie, uczyń mnie godną wejrzeć
w głąb tej najwyższej miłości,
którą obdarzyłeś nas i wciąż obdarzasz
w Twoim Świętym Wcieleniu!

[1] Manicheizm zrodził się w Persji. Nazwę zaczerpnął od Manesa (ur. w 215 r.). Zapożyczył ze Wschodu teorie o reinkarnacji i wędrówce dusz, o istnieniu dwóch bogów: Światła i Ciemności, Dobra i Zła. Manes włączył do swego systemu też Jezusa – wysłannika Światła. Dla manichejczyka świat jest zły, życie okropne, a posiadanie dzieci odrażające. Dla chrześcijanina świat jest dobry, ponieważ został stworzony przez Boga, który jest Miłością. Chrześcijański asceta podejmuje umartwienie po to, żeby stać się bardziej wrażliwym i by łatwiej odnaleźć swojego Stwórcę. Manichejczyk rezygnuje ze świata w przekonaniu, że to, co materialne jest złe, stworzone przez Zło, przez Szatana.

[2] Grupa heretyków w średniowieczu, która stawiała m. in. pytanie o to, jak dobry Bóg mógł stworzyć zły świat. Odrzucili Stary Testament i sakramenty.