SCHOENSTATT I JEGO CHARYZMAT GŁOSZENIA OJCA NIEBIESKIEGO
Szensztacki Ruch Apostolski[1] narodził się w sercu świątobliwego kapłana, ojca Józefa Kentenicha (1885-1968). Najbardziej znamienną cechą Schoenstatt jest nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny, a „przymierze miłości” z Nią – zwieńczeniem i szczytem jego duchowości.
Religijność ta stanowi jednak tylko pochodną duchowości patrocentrycznej, która wyraża się w głębokim, wewnętrznym poszukiwaniu Ojca Niebieskiego. Jest On „początkiem wszystkiego i transcendentnym autorytetem”, a zarazem „dobrocią i miłującą troską obejmującą wszystkie swoje dzieci”.[2] „Nasz ruch jest o wiele bardziej patrocentryczny niż maryjny” – mawiał z naciskiem o. Kentenich pod koniec swego życia.[3]
Nigdy nie przestał on pouczać rodziny szensztackiej o podstawowej i jednoczącej w sobie wszystko, miłości Ojca, który jest w niebie: „Obraz Boga ukazany w Nowym Testamencie jest w całej pełni obrazem Ojca (…). Misją Chrystusa wobec słuchających Go tłumów i wobec uczniów, było objawienie im Ojca, a także mistyczne włączenie ich w dziecięctwo Boże. W modlitwie arcykapłańskiej, spoglądając wstecz na swoje życie, Jezus wyznaje przed Ojcem: «Objawiłem imię Twoje ludziom» (J 17,6).
Tak jak całe Jego życie, z wszystkimi modlitwami, trudami i cierpieniami, zmierza ku Ojcu, tak też ku owemu nurtowi miłości do Niego, Chrystus pociąga wszystkich, którzy się doń przyłączyli (…). Każe On wymawiać uczniom imię Ojca, przekazując im modlitwę Ojcze nasz.”[4]
Napisawszy te słowa, o. Kentenich zwraca się do członków Ruchu Apostolskiego Schoenstatt:
„Wszystko to przenika na wskroś nasze serca”. Pewnego dnia powie on, że „patrocentryczna duchowość jest największą zasługą Schoenstatt dla Kościoła”.
JAKI BÓG?
„Współczesny człowiek poszukuje Boga” – zauważa o. Kentenich w 1922 roku. Jakiego Boga szuka człowiek? Boga Starego, czy Nowego Testamentu? My także Go szukamy. Kogo znajdowaliśmy do tej pory? Dla wielu z nas był On budzącym lęk Bogiem Starego Przymierza. Dlatego u ludzi współczesnych, w tym również u kapłanów, tak często obserwuje się niezdrowe podejście do wiary. Wielu kojarzy ją z przymusem. Nie bez powodu mówi się o religii pozbawionej radości… Jeśli nie będziemy głosić Boga Nowego Testamentu, ugruntujemy świat w religijnej rozpaczy. Musimy odrzucić gmatwaninę formuł. Nie pozwólmy, aby nas one przytłoczyły. Tym, co daje nam Ruch Szensztacki, jest poczucie pewności, nic więcej. Mamy zatem prowadzić życie dzieci Bożych, we wszystkich jego przejawach, z modlitwą włącznie.
Przyjmijmy postawę dziecka przed Bogiem. Z miłością, bijącym sercem, jak dziecko podnoszące wzrok ku ojcu. Nie przestając podkreślać tej zasadniczej cechy rodziny szensztackiej, o. Kentenich zanosi dobrą nowinę także innym słuchaczom. W 1937 r., podczas rekolekcji dla księży Towarzystwa Misyjnego z Betlejem, w Immensee (Szwajcaria), przypomina o trzech przymiotach Boga skłaniających nas do przyjęcia postawy dziecka:
„Bądźmy jak dzieci! – wzywa – Ja także muszę zdobyć się na niewzruszone zaufanie do Boga Ojca, do Jego Ojcowskiej wszechmocy, dobroci i wierności. Oto trzy cechy, na których dziecko opiera swą ufność naturalną i nadprzyrodzoną. Jeśli więc staram się umocnić w moim dziecięcym zaufaniu, muszę pamiętać nieustannie o tych trzech przymiotach Bożych i wciąż na nowo uświadamiać sobie, że Ojciec Niebieski jest wszechmogący, że jest samą dobrocią i samą wiernością!”
Tu o. Kentenich definiuje dwa aspekty Bożego Ojcostwa, powołując się na podwójne znaczenie słowa, należącego do starożytnego języka sakralnego, źródła języków europejskich.
„W sanskrycie – powiada on – istnieje wyraz oznaczający zarówno matkę, jak i ojca. Brzmi on pitaru. W tym znaczeniu, Bóg jest pitaru, jednocześnie Ojcem i Matką. W Bogu Ojcu, dziecko znajduje wszystko, co postrzega jako rzeczy wzniosłe, godne zaufania i których szuka na rozmaite sposoby. (…) Z całych sił powinniśmy zabiegać o to, abyśmy zawsze i w każdym momencie byli wolni od wszelkiej troski” – konkluduje.
Na długo więc zanim Jan Paweł I, „uśmiechnięty papież” 33-dniowego pontyfikatu, powie z całą powagą autorytetu, jaki zapewnia mu jego funkcja, że „Bóg jest jednocześnie Ojcem i Matką” – o. Kentenich, wychodząc od swej patrocentrycznej wiary, w sposób naturalny odnajduje tę samą wizję Boga. W kontekście ludzkiej egzystencji sytuuje się ona u szczytu doświadczenia Bożej miłości i troski, przy czym nie należy też zapominać o więzi małżeńskiej, będącej źródłem ojcostwa i macierzyństwa.
OJCOSTWO JAKO FILAR LUDZKIEJ SPOŁECZNOŚCI
Cała duchowość szensztacka nawiązuje do owego źródła wszelkiego życia na ziemi, w porządku naturalnym i duchowym. Pierwiastek ojcowski stanowi jakby zwornik tej organicznej koncepcji. W Studium z 1952 roku, o. Kentenich pisze:
„Wiele już razy podkreślałem związek między obrazem ojca ziemskiego a wizją Ojca Niebieskiego. Dlatego słusznie zostało powiedziane, że epoka bez ojcostwa jest epoką bez Boga i odwrotnie – epoka naznaczona rozwojem ojcostwa jest także epoką pełnego otwarcia się na Boga”.
Święty Tomasz z Akwinu przedstawia autorytet ojcowski, tę podstawową władzę ziemską, jako odzwierciedlenie stwórczego pierwiastka Bożego. Podporządkowanie się lub odrzucenie wszelkiej władzy, na niebie i na ziemi, w rodzinie i społeczeństwie, w polityce i w ekonomii, zależy od władzy ojcowskiej. Jak pisze dalej o. Kentenich, „Papież Leon XIII, który z uwagą nasłuchiwał głosu Bożego, a zarazem głosu współczesnego sobie społeczeństwa, niestrudzenie przypominał o tej relacji, powołując się na pisma św. Tomasza z Akwinu i twierdził, że podstawę i normę obiektywnego porządku bytu stanowi subiektywny porządek egzystencjalny zamierzony przez Boga.
Chrześcijański porządek społeczny został zbudowany na porządku naturalnym, dlatego też opiera się on na władzy ojcowskiej, uważanej za podstawę, gwarancję i zabezpieczenie władzy w strukturze każdej wspólnoty”. Ukazawszy katastrofalne skutki koncepcji psychoanalitycznych wrogich idei ojcostwa, O. Kentenich podsumowuje: „Historia ojcostwa w rodzinie jest także historią kultury. Miłość ojcowska powinna mieć w sobie coś z niezgłębionej miłości Bożej. Im bardziej dziecko jej doświadcza i ją rozpoznaje, tym łatwiej odkrywa w niej odbicie miłości samego Boga”.
WSZECHSTRONNA WIZJA PROROCKA
Rozległa wizja ojcostwa, wszelkiego rodzaju ojcostwa, pochodzi u o. Kentenicha od owego źródła i pierwowzoru, jakim jest ojcostwo Boże; od niego czerpie ona swój uniwersalny charakter.
Przed śmiercią, założyciel Schoenstatt niepokoi się ubóstwem wizji patrocentrycznej i jej wyrazu w liturgii i biblistyce wywodzących się z II Soboru Watykańskiego. W studium z 1964 r. zadaje on pytanie: „Czyż Ewangelie nie pouczają nas jasno, że całe życie i działalność Chrystusa były podporządkowane jednemu celowi: «Oto idę (…) abym spełniał wolę Twoją, Boże» (Hbr 10,7). Do uczniów Jezus zwraca się słowami: «…nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego» (J 15,15)”.
Oto zasadniczy powód, dla którego Jezus udziela nam daru swojej przyjaźni. To prawda, że jesteśmy nie tylko Jego uczniami, ale i przyjaciółmi. Wprowadził nas w stwórczy zamiar Boga, który powołując do istnienia świat i człowieka jako ukoronowanie swego dzieła, chciał, abyśmy tak jak On sam byli miłością; istotami, które nie mogą rozwijać się w swoim podobieństwie do Boga inaczej, niż w miłości i przez miłość.
Nad częstą nieobecnością tej centralnej prawdy naszej wiary w liturgii Kościoła i codzienności chrześcijan ubolewał o. Kentenich. Jak bardzo zależało mu na tym, by powszechna wizja Bożego Ojcostwa umocniła się w Kościele, wpływając na wszystkie konkretne sytuacje życia chrześcijańskiego! Jaki szczęśliwy byłby przeżywając „Rok Boga Ojca” (1999), w którym Kościół obchodził zakończenie stulecia i tysiąclecia! Przez cały ten szczególny rok, każdy świadomy jego znaczenia chrześcijanin modlił się, aby wizja Ojca Niebieskiego – taka, która promienieje w Schoenstatt – została definitywnie przyjęta przez Kościół i wiernych, a dla osiągnięcia najwyższego dobra – nie tylko przez Kościół, lecz także całą społeczność ludzką.
Czy marzenie to wydaje się nierealne? Oby skonkretyzowało się ono u progu trzeciego tysiąclecia, w postaci wspaniałego, zawartego w kalendarzu liturgicznym, święta Ojca Niebieskiego. Pomogłoby nam ono przywrócić właściwe rozumienie ojcostwa ludzkiego, tak mocno wypaczone w XX w. przez ideologię naznaczoną nienawiścią do Ojca. Również tutaj, jedynie Kościół może wypełnić tę misję i przynieść światu uzdrowienie.
W historii Kościoła pojawiało się wiele sugestii, by ustanowić święto Ojca Niebieskiego. Racją dla której nie zostały one wcielone w życie, była obawa Kościoła przed pewnymi błędami antropomorficznymi. Wierzymy w jednego Boga w trzech Osobach. Teologiczne pojęcie „Osoby” Bożej jest jednak zdecydowanie różne od pojęcia osoby ludzkiej. W Trójcy Przenajświętszej, „osoba” definiuje relację substancjalną. Wśród ludzi, trzy osoby są trzema bytami niesprowadzalnymi do jedności, trzema inteligencjami, trzema odrębnymi wolami i trzema wolnościami, podczas gdy w Bogu istnieje tylko jedna inteligencja, wolność i wola.
Nie ma więc powodu, by sądzić, że uroczystość Ojca Niebieskiego, synteza i ukoronowanie liturgicznych uroczystości poświęconych dwóm pozostałym Osobom Jedynego Boga, przeobrazi monoteizm, podstawę naszej wiary, w pewien rodzaj tryteizmu (wiary w istnienie trzech Bogów).
Wprowadzenie takiej uroczystości mogłoby przynieść Kościołowi wiele duchowych korzyści:
1. przybliżyć nam sens, niejasnych dla wielu osób słów Chrystusa: „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt 23,9);
2. uwydatnić przymioty ojcostwa Bożego, na którym, chociażby nieudolnie, powinno wzorować się ojcostwo ludzkie;
3. ułatwić zrozumienie i pełnienie przez ziemskich ojców ich doniosłej i wymagającej roli;
4. ukazać kapłanom tajemnicę ich powołania, które jest duchowym ojcostwem wobec powierzonych im dusz;
5. sprzyjać odnowie i uzdrowieniu społeczeństwa, zwłaszcza zachodniego, cierpiącego w wielu wypadkach z powodu nieobecności ojca;
6. pomagać w odnalezieniu przez wiele dzieci ich ojca, postaci nieodzownej do harmonijnego i pełnego budowania naszego człowieczeństwa;
7. przeciwdziałać ideologii wrogiej ojcostwu, rozpowszechnianej w społeczeństwie przez cały wiek XX;
8. umacniać dar uzdrawiania udzielonego Kościołowi przez Boga i przyśpieszyć nadejście Królestwa Bożego.
ŹRÓDŁA WIZJI OJCA KENTENICHA
Można słusznie zadawać sobie pytanie o pochodzenie prorockiej wizji o. Kentenicha. Na pewno jest ona łaską Ducha Świętego. Bóg często działa jednak przez konkretne wydarzenia ludzkiego życia, które stają się dźwignią łaski. W życiu założyciela Schoenstatt łatwo zauważyć dwa fakty, które wydają się podstawą jego profetyzmu.
W dzieciństwie Józef Kentenich boleśnie doświadczył nieobecności ojca, którego nie był w stanie zastąpić mu nawet pełen dobroci dziadek. Gdy Katarzyna Kentenich urodziła dziecko, biologiczny ojciec nie dotrzymał wcześniejszej obietnicy małżeństwa. Syn, podobnie jak matka, nosił w sercu głęboko skrywaną ranę. Jeszcze przed święceniami kapłańskimi, po raz ostatni namawiał ojca, by ożenił się z jego matką. Prośba spotkała się z bezwzględną odmową. Postępowanie ojca było tym bardziej niesprawiedliwe, że Katarzyna wiodła życie na wskroś święte, jako osoba niezwykle pobożna i łagodna.
Drugi fakt z perspektywy czasu wydaje się mieć jeszcze większe znaczenie. Matka, pracująca na służbie w Kolonii, za radą spowiednika, księdza Savelsa, postanowiła oddać dziewięcioletniego Józefa do sierocińca prowadzonego przez zakonnicę, siostrę owego kapłana. Przed rozstaniem, Katarzyna udała się do kaplicy z figurą Maryi trzymającej na kolanach Dzieciątko Jezus. Mały Józef stał się wtedy świadkiem wzruszającej sceny, która odcisnęła piętno na całym jego życiu. Mama zdjęła złoty łańcuszek z krzyżykiem i zawiesiła go na szyi Matki Bożej. Zdumienie chłopca było tym większe, że wiedział, jak bardzo ceni ona sobie ów „skarb”, prezent otrzymany od matki chrzestnej w dniu Pierwszej Komunii Świętej. Tym gestem, Katarzyna symbolicznie przekazała swoją władzę rodzicielską w ręce Matki Jezusa.[5] Było to 12 kwietnia 1894 r. w sierocińcu Sióstr Dominikanek w Oberhausen, 70 km od Kolonii.
Maryja odpowiedziała na prośbę Katarzyny, od tej pory opiekując się jej synem i wychowując go. Wiele lat później (a będzie to dokładnie 11 sierpnia 1935, w dniu złotego jubileuszu kapłaństwa), o. Kentenich zwierzy się przyjaciołom: „Moje wychowanie zawdzięczam przede wszystkim Matce Bożej. To Ona osobiście kształtowała mnie i formowała od dziewiątego roku mojego życia. Jestem głęboko przekonany, że nikt z ludzi nie wywarł na mnie tak silnego wpływu”.
Źródłem nieco osamotnionej swego czasu wizji prorockiej, jaką o. Kentenichowi udało się przekazać uczestnikom Ruchu, jest więc Maryja, wybrana Córka Ojca Niebieskiego, która jako jedyna mogła objawić całą głębię, zakres i niepowtarzalność Bożego ojcostwa. Ona, która doświadczała go w sposób wyjątkowy, opierając głowę na Sercu Bożym w geście adoracji i nieskończenie żarliwej miłości, doskonale poznała pragnienia tego Ojcowskiego Serca.
Wszystko to sprawiło, że o. Kentenich uczynił tak wiele, aby odpowiedzieć na wołanie miłości Ojca Niebieskiego.
„Rok Ojca” z pewnością przyczynił się do umocnienia patrocentrycznego oddziaływania Schoenstatt. Nie była to zasługa o. Kentenicha, ale dzieło Maryi, Matki Chrystusa. O. Kentenich wraz ze swoim dziełem pozostanie tylko Jej narzędziem; jakże posłusznym narzędziem! W przyszłości, będzie on uznany być może za jednego z największych świętych naszych czasów. Ów święty chce nam przekazać jeszcze mnóstwo duchowych bogactw…
SYMBOL I ZWIERCIADŁO
Do najcenniejszych wartości, jakie zostały przekazane Szensztackiemu Ruchowi Apostolskiemu, zaliczamy „przymierze miłości z Maryją”.
Nie jest ono celem samym w sobie: „Matka powinna przede wszystkim prowadzić dziecko ku Ojcu – powiada o. Kentenich w konferencji wygłoszonej w Kolonii 30 października 1966 roku – Bóg Ojciec pragnie, aby Matka Boża prowadziła nas ku Niemu; aby ostatecznym i najwyższym celem przymierza miłości z Maryją było przymierze miłości z Ojcem. Dlatego, im głębsze jest nasze przymierze miłości z Maryją, tym pewniej utwierdzamy się w przymierzu miłości z Bogiem”.
Nadrzędnym celem duchowości szensztackiej jest prowadzenie dusz oddanych Maryi do źródła wszelkiej miłości i wszelkiego życia, ku Przymierzu Miłości z Ojcem, który jest w niebie.
Dlatego symbolem Schoenstatt jest Oko Opatrzności, wpisane w trójkąt oznaczający Trójcę Świętą: Bóg Ojciec z miłością kieruje spojrzenie na swoje dzieci. Symbol ten przypomina o posłannictwie Chrystusa i słowach, wypowiedzianych u kresu Jego paschalnej drogi: „Wypełniłem dzieło, które mi dałeś do wykonania (…) Objawiłem Imię Twoje ludziom”. (J 17,4-6).
Całe swoje życie o. Kentenich poświęcił gorliwej współpracy z tym dziełem Bożym.
Wszyscy, którzy znali założyciela Schoenstatt, mówią zgodnie o emanującej od niego ojcowskiej miłości. Rzeczywiście, był on dla ludzi wspaniałym „zwierciadłem”, w którym można było zobaczyć obraz Ojca Niebieskiego. Tytuł jednej z jego biografii brzmi „Nazywali go Ojcem” – ojcem bardzo licznej rodziny. Każdego nowo przybyłego do Schoenstatt, zaskakuje przede wszystkim rodzinna atmosfera i serdeczność powitania w życzliwym gronie. Należą one do charyzmatów tego Ruchu Apostolskiego.
W obozie koncentracyjnym w Dachau, młody kapłan potajemnie zobowiązuje się być sekretarzem o. Kentenicha. Owocem tej posługi, w nieludzkich warunkach uwięzienia, będą kolejne prace poświęcone duchowości. O. Dresbach (1911-1993) jest tak zafascynowany osobą swego towarzysza, że ośmieli się później powiedzieć: „Dachau było moim niebem!” Swoje odczucia wyjaśnia następująco: „Ojciec miał do przyjaciół ogromne zaufanie, co było dla mnie czymś zupełnie nowym. Każdy czuł się dowartościowany, tak, że nawet dla siebie zyskiwaliśmy więcej łagodności i akceptacji”.
Wydaje się, że podobny wpływ na swoje dzieci powinien wywierać każdy ojciec i w że taki właśnie sposób Bóg chce kształtować nas wszystkich, którym udzielił niebezpiecznego przywileju wolności.
Będąc przez całe życie „zwierciadłem” Ojca Niebieskiego, Józef Kentenich staje się w pewnym sensie Jego prorokiem. Oby jak najpełniej rozwijała się głoszona przez niego duchowość oraz wizja Kościoła do głębi patrocentrycznego.
Przekład z franc.: A.L.
Przypisy:
1) Schoenstatt to nazwa miejsca oddalonego nieco od Vallendar, średniowiecznego miasteczka usytuowanego nad brzegiem Renu, 7 km na północ od Koblencji. Położone na skraju lasu Westerwald wysławianego przez niemiecki romantyzm, Schoenstatt w XX wieku stało się jednym z najsłynniejszych ośrodków kultu maryjnego w katolicyzmie. 2) Katechizm Kościoła Katolickiego, n.238. 3) Konferencja wygłoszona dla Sióstr Najświętszej Maryi Panny, 3 maja 1966. 4) Z Texte zum Vorsehungsglauben (O wierze w Opatrzność). 5) O tym epizodzie i innych wydarzeniach z życia O. Kentenicha, można przeczytać w mojej książce pt. Schoenstatt drogą Przymierza; Józef Kentenich, 1885-1968, Ed.St-Paul.