Helena Danubia (1916-1998)

René Lejeune

Niezwykły świadek naszego czasu: HELENA DANUBIA (1916-98)

DAWANIE ŚWIADECTWA OBOWIĄZKIEM CHRZEŚCIJANINA

W październiku 1979 wygłaszałem konferencję w Genewie. W pierwszym rzędzie zauważyłem kobietę w wieku około 60 lat. Uderzyło mnie jej niezwykłe spojrzenie. Spojrzenie, w którym płonął ogień.

Po konferencji podchodzi do mnie. Pochodzi z Rumunii, jak moja małżonka. Dowiaduję się, że ocalała po przeżyciu ciężkich doświadczeń, jakie spadły na jej naród za sprawą zbrodniczych ideologii XX wieku. Jej historia jest dosłownie cudowna. Żywo zachęcam ją, i ponawiam starania o to, aby opowiedziała swe niezwykłe doświadczenia. Świadek jest wezwany do dawania świadectwa. Chrystus prosi nas o to słowami (Mt 5,14-16): „Wy jesteście światłością świata. Niech wasze światło świeci przed ludźmi”. Czy nie odbijamy – my, uczniowie – jedynego Światła świata, Jego, który polecił nam być światłem świata?

Moja rozmówczyni ustępuje. To w ten sposób doktor Eugenia Mihalovici staje się «Heleną Danubia». To zapożyczone nazwisko (Dunaj) jest jakby określeniem jej misji, jaką na siebie przyjęła: być pomostem pomiędzy wschodem a zachodem, a dokładniej: pomiędzy Kościołami wschodnimi a łacińskim kościołem Rzymu.

Przez dwa dziesięciolecia Helena Danubia będzie niestrudzenie dawać świadectwo pisząc dziesięć pięknych tomów nasyconych uczuciem i przekonaniem, smutkiem i serdecznością. Eugenia jest wielkim świadkiem. „Świadek” to ściślej „męczennik”. Pewnego dnia, przebywając w więzieniu, była gotowa dać nawet świadectwo krwi…

POCZĄTEK DROGI EUGENII

Eugenia Mihalovici urodziła się w Bukareszcie 24 grudnia 1916 roku. Jej ojciec – doktor nauk medycznych – posiadał laboratorium produkujące lekarstwa. Rodzina była prawosławna, ale trzeba przyznać: niezbyt wierząca, na granicy agnostycyzmu. Epoka kierowała ludzi ku wierze w Postęp i w Naukę bardziej niż w religię.

Eugenia miała szczęśliwe dzieciństwo, bez szczególnych wydarzeń. W liceum była uczennicą wyróżniająca się, przewyższającą rówieśników. W wieku 16 lat zdała egzamin maturalny. W tamtej epoce podjęcie studiów wyższych przez młodą dziewczynę było czymś nadzwyczajnym. Dla Eugenii ten wybór był oczywisty. Prawo czy medycyna? Mając stalową wolę i bardzo zdecydowane cele życiowe, wybrała medycynę.

Jej rodzice pozostawili jej wybór pomiędzy Paryżem a Genewą. Po studiach w Paryżu miałaby wygodne życie w ambasadzie… Związku Radzieckiego. Jej wuj, Krystian Rakowski, był ambasadorem ZSRR. Idealista, a nie – ideolog. jednak jego los szybko uległ zmianie. Kiedy w 1939 r. rosyjski uchodźca został zabity w Paryżu przez radzieckie służby specjalne, Krystian Rakowski zaprotestował. W tym samym dniu wezwano go do Moskwy i wywieziono do obozu koncentracyjnego, w którym umarł. Za co spotkała go najwyższa kara? Za zbrodnię obrazy majestatu Stalina, który nakazał egzekucję uchodźcy…

Eugenia wybrała Genewę przez wzgląd na swego ojca, który również tam studiował medycynę i wspominał poetycko wspaniałe miasto nad brzegiem Jeziora Lemańskiego.

I oto przybywa tu w towarzystwie matki. Pragnąc, aby córka była bezpieczna i miała pewne schronienie, powierza ona Eugenię wspólnocie katolickich zakonnic w domu wychodzącym na królewski dziedziniec. Przed wyjazdem zaś zakazała zakonnicom rozmawiać z jej córką o religii!

STUDIA W GENEWIE

Eugenia miała 17 lat. Ponieważ dla rozpoczęcia studiów trzeba było mieć ukończone 18 lat, aby nie robiono trudności – papier jest jak mówi przysłowie „cierpliwy” – napisano, że urodziła się w roku 1915 zamiast w 1916. I tak załatwiono sprawę.

Był rok 1933. Na wschodzie wstrząsy ideologiczne liczyły tyle lat, co Eugenia. Na zachodzie już widoczne były na horyzoncie burze. Młoda studentka nie zwracała wcale uwagi na wydarzenia polityczne. Czuła się jednak przyciągana coraz bardziej i w sposób nie do odparcia ku kaplicy i jej centrum: tabernakulum. Widywała w tym poświęconym miejscu siostry podczas adoracji. Jedna z zakonnic – siostra Patrycja – przyciągała ją swą niezwykłą słodyczą. Zwierzyła się jej, stawiała pytania o jej wiarę, o tę wewnętrzną miłość, która w sposób widoczny ją pochłaniała. Z biegiem dni ten sam ogień ogarnął studentkę. Eugenia była w głębi duszą mistyczną. Kiedy wiara rodzi się w istotach o tym rzadkim walorze – nic ich już nie zatrzyma. Spada ona na nasłoneczniony stok życia jak potok, który porywa wszystko.

PRAGNIENIE BOGA

Eugenia odczuwała, jak rodzi się w niej i wzrasta, szalone pragnienie, nie do odparcia: chciała się stać jak te dusze, które zatracały się na wiele długich godzin przed Bogiem miłości i czułości: być chrześciajnką jak one! Pragnienie początkowo łagodne stawało się po trochu obsesją: stać się chrześcijanką-katoliczką!

Pogrąża się w lekturze Ewangelii, odkrywa jej „słowa doskonałe i nie do zastąpienia”, przyjmuje je za światło swego życia. Jedyne światło. Pochłania natchnione przez niebo, górnolotne teksty Gertrudy, Rilkego, Bernanosa, Péguy, Claudela – oświetlają one jej wzburzone serce.

STOLICA CHRZEŚCIJAŃSTWA

Dzięki Kongresowi medycznemu jej ojciec przyjeżdża do Rzymu i zaprasza ją tam. Eugenia wyjeżdża pełna obaw. Rzym w pamięci prawosławnej to św. Bartłomiej i ród Borgia.

Wstrząsa nią wzniosły widok Kaplicy Sykstyńskiej. Dzieło bardziej anielskie niż ludzkie! Uczestnicy Kongresu zostają przyjęci przez Piusa XI. „To człowiek prosty, dobry, uważny” – takim go zapamięta i opisze. Papież zatrzymuje się przed Eugenią, przyglądając się kolorom szwajcarskiego zrzeszenia studentów, jakie nosi. Zadaje jej pytanie.

„Po raz pierwszy w moim życiu postawiłam sobie pytanie: dlaczego prawosławni oddzielili się od Matki Kościoła, od Kościoła Rzymu” – napisze w swej książce zatytułowanej „Nieodparta Miłość”. To wtedy po raz pierwszy usłyszy w sercu głos Nieznanego.

„Co robić, aby znaleźć wiarę?” – zastanawia się z resztą niepewności, jaka pozostaje w jej sercu.

„To łaska” – odpowiada Nieznany.

Płomienny głos tego Nieznanego nigdy w niej nie zgaśnie, aż do dnia, w którym w godzinie próby rozpozna ten głos jako głos Jezusa. „Pozostań ze mną – błaga Eugenia ten głos zaraz na początku. – Twoja obecność uspokaja moją duszę. Twoje słowo zasiewa miłość.”

CZAS POSZUKIWAŃ

Po powrocie do Genewy siostra Patrycja, wyczuwając jej tęsknotę za Bogiem, zachęca Eugenię do praktyk religijnych w jej kościele prawosławnym. Towarzyszy jej nawet do cerkwi. Studentka jest posłuszna. Niestety nie zaspokaja swej tęsknoty. Zakochana w Absolucie, chce koniecznie dojść do samego centrum świątyni. Jest przyciągana siłą nie do odparcia przez Tabernakulum, przez to, co najistotniejsze, wieczne.

Pierwsza sekcja zwłok, jeszcze ciepłych, uczy ją marności wszelkich rzeczy. Taniec nad brzegiem Morza Czarnego, w czasie wakacji, pozostawi w niej niemal gorycz tego, co niedoskonałe. Głos Nieznanego staje się natarczywy.

NACISK NIETOLERANCJI

Kiedy Eugenia kończy 20 lat ojciec czyni jej królewski prezent: wymarzony dom w Karpatach, na wysokości 1200 m. Ciągnie się stąd widok aż po Dunaj. Ta posiadłość odegra wielką rolę w jej życiu. Przed powrotem do Genewy jej matka poleca jej z uporem: „Żadnych zainteresowań religią. Nasza rodzina zawsze szła drogą Nauki.” Jednak tęsknota serca Eugenii jest już nie do ugaszenia.

Oto pracuje jako asystentka w szpitalu kantonalnym w Genewie. Słyszy, jak mówi się tu o Lourdes. Chciałaby tam pojechać. Przez szczęśliwy zbieg okoliczności, odtąd charakterystyczny dla jej życia, towarzyszy pociągowi z chorymi. Spotyka w ten sposób proboszcza kościoła Najświętszego Serca. Ojciec Schubel zajmie szczególne miejsce w historii jej duszy.

Wizyta w Lourdes pozostawia na niej głęboki odcisk. Chorzy wchodzący do lodowatej wody z uśmiechem i śpiewem na ustach – ten widok skłaania do głębokiej zadumy.

Po powrocie do Genewy spotyka się ponownie z o. Schubelem. Pomimo listów od rodziców błagających ją, aby nie stała się „renegatką” – jak książę Gika, który przeszedł na katolicyzm i co gorsza: stał się nawet kapłanem – pragnienie to staje się w niej niepohamowane.

Eugenia podejmuje decyzję: Zostanie katoliczką!

Nie ukrywa nic przed swymi rodzicami choć grożą, że ją wydziedziczą.

„Za wszelką cenę pójdę drogą prowadzącą do Rzymu, powrócę do owczarni, nie zatrzymam się w drodze. Przyszłość mojej duszy odbija się w głębokich wodach wiary.”

Jest to jednak droga usiana zasadzkami. Eugenia zostaje wezwana do ambasady rumuńskiej w Bernie. Ambasador usiłuje wywrzeć na nią nacisk. Ona zaś jedynie utwierdza się w decyzji wykonania decydującego kroku. Zresztą: jakim prawem ambasador miesza się w jej życie wewnętrzne? Odpowiada śmiało: „Jestem pełnoletnia i posiadam obywatelstwo szwajcarskie”. Rzeczywiście: ukończyła właśnie 21 lat i przyjęła obywatelstwo szwajcarskie.

Ucinając rozmowę ambasador oświadcza: „Czeka na panią przewodniczący Federacji szwajcarskiej.”

W tym roku jest nim M. Motta, dobry katolik, ojciec czternaściorga dzieci, w tym trzech kapłanów i czterech zakonnic. Pociesza ją i nie zniechęca, lecz zwraca też uwagę na możliwe napięcia w stosunkach pomiędzy Szwajcarią i Rumunią.

„Proszę nadal pisać te piękne wiersze o miłości. Czytałem je w gazetce studenckiej” – mówi jej na koniec.

W Genewie Eugenia znajduje list swego ojca, który ją informuje, że pojął kroki mające na celu wydziedziczenia jej. Nic już jednak nie zatrzyma potężnego wewnętrznego źródła, które orzeźwia jej rozpaloną duszę.

DECYDUJĄCY KROK

22 grudnia 1937 roku uroczyście świętuje swe wejście do Kościoła katolickiego. Głos Nieznanego wybucha jak śpiew zaślubin: „Dlaczego kazałaś mi tak długo czekać?” Eugenia wzdycha z przeszytym sercem: „Mój Panie i mój Boże!”

„Wychodząc z kościoła Najświętszego Serca widzę błyszczący śnieg. Odbija się nim tajemnica, jaką przeżyłam.”

Rok 1939 znaczy ważne wydarzenia w jej życiu. Po powrocie do Bukaresztu spotyka ks. Gika u stóp łóżka umierającego dziecka. Modlitwy świętego1 dosłownie wskrzeszają dziewczynkę. Kiedy zaś wraca do Genewy okazuje się, że otrzymała stypendium, aby w USA zrobić specjalizację w zakresie chorób płuc. Zaczyna się nowy etap jej życia.

AUDIENCJA U PIUSA XII

Przed wyjazdem do USA dochodzi do wydarzenia zaskakującego i rzadkiego. Eugenia udaje się do Rzymu na spotkanie z biskupem O’Hara, nowym nuncjuszem apostolskim w Rumunii, który oczekuje na wizę. Wielebny O’Hara jest bliskim współpracownikiem Piusa XII. Proponuje Eugenii audiencję u Papieża.

W tym czasie rodzi się w jej sercu wielka idea: pragnie stworzyć w Rumunii, we współpracy z ks. Gika, katolicką fundację medyczną. Przedstawia głośno ten projekt Piusowi XII: on ją zachęca, zauważając: „Nic nie mogę dla pani zrobić, zważywszy sytuację – dodaje jednak – Czas będzie pracował dla Boga. Zmaże wszelką przewagę zła.”

Wszyscy liczyli, że wojna potrwa kilka lat, tymczasem samo pokonywanie władzy sowieckiej, trwało pół wieku!

Umocniona błogosławieństwem Ojca Świętego, Eugenia udaje się do Ameryki, do Centrum Medycznego w Nowym Jorku.

USA – marzenia o pomocy ojczyźnie

Pierwszy jej krok na obczyźnie to udanie się na grób św. Franciszki Cabrini, pierwszej kanonizowanej ze Stanów Zjednoczonych, budowniczej ponad 200 szpitali: „Pomóż mi uczynić coś dla Rumunii, choćby to było bardzo małe” – prosi świętą.

J. E. O’Hara polecił jej spotkanie się z matką Anną Dengel, założycielką Misjonarek Medycznych. Setki tych sióstr – z wykształcenia lekarzy i pielęgniarek – założyły szpitale w Afryce i w Azji. Porozumienie między tymi dwiema kobietami jest natychmiastowe i głębokie. Eugenia przekonuje matkę Dengel, żeby jej towarzyszyła w podróży do Rumunii…

Tymczasem po wojnie Rumunię zajmują Sowieci. Matka Dengel mimo to zgadza się, jednak jako zakonnica i osoba roztropna uważa, że powinna jeszcze zasięgnąć rady biskupa Filadelfii. Rada jest jednoznaczna: nie jest bezpieczne udawanie się za żelazną kurtynę. Takiego samego zdania jest kard. Spellmann z Nowego Jorku.

Matka Anna nie pojedzie więc do Rumunii. Usiłuje też przekonać Eugenię, aby już nie wracała do ojczyzny.

„Zaczekajmy kilka lat, Sowietów już nie będzie i zrealizujemy nasz plan!” – radzi.

Cały wolny świat żył w tej iluzji, zapominając, że marksizm, leninizm i stalinizm był rodzajem religii, religii ateistycznej, posiadającej swe obrzędy i swego boga: szatana.

Jednak Eugenia nie daje się przekonać. Matka Anna towarzyszy jej na samo wybrzeże, usiłując rozpaczliwie przekonać swą młodą przyjaciółkę do pozostania w USA. Kiedy wyczerpują się argumenty, Amerykanka wybucha płaczem, Eugenia wchodzi na statek. Idzie ku swemu przeznaczeniu…

MARZENIA

Cumowanie w Havrze okazuje się niemożliwe z powodu bombardowań. Eugenia dociera do Genewy, tu też ks. Schubel i s. Alicja przekonują ją, aby nie wracała do Rumunii. Mogliby jednak równie skutecznie przekonywać pączek róży, aby się nie otwarł. To dziwne: głos Nieznanego zachęca do wyjazdu…

W Rumunii odwiedza ks. Gika, który również powrócił z Paryża do swego rodzinnego kraju. „My również, jak cesarz Konstantyn, zwyciężymy w tym znaku, o którym on powiedział: „in hoc signo vinces”. Co to za znak? Krzyż. Drzewo Życia. Tak, my zwyciężymy przez ten znak. To niemożliwe, aby uciekać z kraju w chwili, kiedy przeżywa on największą tragedię w swej historii” – mówi ks. Gika.

Umocniona tymi proroczymi słowami Eugenia podejmuje swą drogę krzyżową.

Ks. Gika, nawrócony prawosławny książę, jej brat w Chrystusie, katolicki kapłan, pójdzie własną drogą krzyżową, aż na sam szczyt Golgoty w obozie koncentracyjnym…

Eugenia chce teraz zrealizować swe marzenie: stworzyć katolicką Fundację, której służyłaby wspólnota zakonna, taka jak w dziele matki Anny Dengel. Siostra Lidia ze zgromadzenia Ducha Świętego jest gotowa włączyć się w to dzieło. Ma być mistrzynią nowicjatu. Udaje się jej nawet zgrupować wokół siebie liczne młode dziewczęta, gotowe poświęcić swe życie wyższemu celowi: służbie dusz i biednych. Eugenia zachowała swój piękny dom w górach. Rzecz dziwna: komunistyczny dyktator Ceaucescu buduje letnią rezydencję w pobliżu jej domu. Są sąsiadami!

Koniecznie trzeba jednak zbudować kaplicę. Kiedy ją wznoszą, miejscowy burmistrz przychodzi pytając tonem inkwizytora: „Co wy tu budujecie i w dodatku bez zezwolenia?”

Poruszona nagłym natchnieniem Eugenia wyjaśnia: „Jadalnię!” Czy w końcu kaplica nie jest też jadalnią dla głodnych Boga? Spragnionych Eucharystii? Burmistrz odchodzi zrzędząc.

W r. 1948 nuncjusz, bp O’Hara, poświęca tę kaplicę pod wezwaniem „Matki Bożej Wolności”. Wolności wewnętrznej aż do tej chwili nienaruszonej!

Jest też obecny ks. Gika. Eugenia jest całkowicie zatracona w Chrystusie: „To mistyczne zaślubiny mojej duszy z Nim. Czuję moją dłoń w Jego dłoni. Bicie Jego Serca sprawia, że bije moje serce. Jego tchnienie mnie napełnia. Poświęcam Mu moje życie. Jakże mogłabym wymknąć się Jego nieodpartej miłości”?

WIĘZIENIE

Będzie bardzo potrzebowała tej Obecności tak łagodnej, gdyż rozpoczyna się dla niej czas wielkiej próby. Proponują jej zapisanie się do Partii. Odmawia i prosi o umożliwienie powrotu do Szwajcarii. Nie ma jednak mowy, aby pozwolono wymknąć się „wrogowi proletariatu”, chyba że… wstąpi do partii. Jeśli już będzie mieć legitymację, wtedy będzie mogła wyjechać… – obiecują.

Ks. Gika także jest poddawany naciskom. Ma się włączyć do grupy „księży pokoju” na usługach partii i oczywiście oderwanych od Rzymu. Dni wolności są policzone.

Pewnej nocy wściekłe wtargnięcie dwudziestu żołnierzy do jej pokoju przerywa sen. Ubiera się pod lufami karabinów, wymierzonych w nią. Lidia także zostaje aresztowana. W tym samym czasie traci wolność ks. Gika.

Zaczynają się przesłuchania, niekończące się i bolesne. Lampa o mocy 500W wymierzona w oczy, od 8 rano do 8 wieczorem. Oficerowie Securitate obwieszeni medalami i ozdobami zmieniają się. Tysiące razy te same pytania: „Przyznaj się, że jesteś szpiegiem Szwajcarii i Watykanu!” Stawiają jej pytania, których okropności nie widzą ci ograniczeni ideolodzy: „Ile lat kształciłaś się w szpiegowskiej szkole Watykanu?”

Proponują jej podpisanie deklaracji i wkrótce zostałaby uwolniona: ma oświadczyć, że rzeczywiście była szpiegiem Watykanu. Za każdym razem odmawia. Za każdym razem otrzymuje kopnięcia w brzuch od strażników. Zwija się z bólu.

Mijają tygodnie i miesiące. Widząc, że wszystko spełza na niczym, oficerowie Securitate skazują na śmierć Eugenię Mihalovici. Zbliża się dzień egzekucji. Eugenia przygotowuje się do niej z gorliwością pozbawioną wszelkiego lęku. Ma się przecież spotkać, ona – córka Kościoła katolickiego – z tym Jezusem, któremu nieodwołalnie oddała swe serce. W poranek egzekucji wyprowadzają ją z celi. Jest gotowa. Staje przed plutonem egzekucyjnym. Za kilka chwili jej dusza wzniesie się do Nieba…

OCALENIE

Ocknęła się ogłuszona, zaskoczona, na ziemi. Widzi pluton opuszczający broń, odwracający i odchodzący. To więc była jedynie symulacja egzekucji, aby ją przerazić i ukarać za jej odmowę przyznania się do nie popełnionych błędów…

Cóż, Rumunia potrzebuje specjalistów w dziedzinie chorób płuc. Eugenia zostaje więc zwolniona i przydzielona do pracy w szpitalu. Jej uwięzienie i torturowanie trwało 6 lat. Jej ciało nosi ślady tych lat, a zdrowie będzie już zawsze niedomagać. Jednak jej dusza będzie odtąd zahartowana jak stal.

Po opuszczeniu więzienia Eugenia podejmuje serię próśb o uzyskanie zgody na wyjazd do Szwajcarii.

„Odpowiedź nadejdzie za kilka miesięcy”.

Zawsze – odmowa. Pan patrzy jednak łaskawie na Swe dziecko. W jej życiu codziennym mnożą się różne „zbiegi okoliczności”. Świadczą o tym stronice książek Heleny Danubii. Jeden z tych szczęśliwych „trafów” ma miejsce 3 marca 1977 r.

Eugenia mieszka w centrum Bukaresztu. Przydzielono ją do pracy w sanatorium dla osób chorych na gruźlicę w pobliżu stolicy. Na kilka dni przed smutną datą 3 marca 1977, Ceaucescu przejeżdżał w swej limuzynie przed tym sanatorium.

„Co to za wielki budynek?” – pyta.

„To sanatorium” – słyszy odpowiedź.

„W komunistycznej Rumunii nie ma już chorych na gruźlicę. Ten budynek należy opróżnić i przekształcić w hotel dla zagranicznych turystów” – zarządza geniusz Karpat.

DECYDUJĄCY DZIEŃ

Dzięki temu 3 marca Eugenia towarzyszy w podróży na północ kraju, chorej na gruźlicę. Tej samej nocy trzęsienie ziemi niszczy centrum Bukaresztu. 11-piętrowy budynek, w którym się znajdowało mieszkanie Eugenii zapada się. Wszyscy mieszkańcy giną…

Ponieważ są dziesiątki tysięcy poszkodowanych i nie ma ich gdzie umieścić, bardziej liberalnie podchodzi się do wniosków o wizy. To w ten sposób Eugenia – po 25 latach oczekiwania i po około 100 odmowach – otrzymuje pozwolenie na wyjazd z kraju. Wracając do Rumunii miała 32 lata, wyjeżdża w wieku 61 lat. Zmarnowane życie? Ależ nie! Te lata łaski i cierpień cudownie podźwignęły ją w wierze. „Nieodparta miłość jest Odą mojego życia” – napisała we wstępie do ostatniej książki.

Siostry Alicji i ojca Schubela nie ma już na tej ziemi. Eugenia odkrywa społeczeństwo materialistyczne całkowicie nakierowane na posiadanie i po trochu pozbawiające się tego, co najważniejsze. Rozwód zniszczył wiele rodzin, a aborcja – wiele istot ludzkich wezwanych do życia. Toksykomania pustoszy młode pokolenie… Jednak także w Szwajcarii seria „przypadków” powtarza się, przychodząc jej z pomocą.

Eugenia szuka pracy. Jej wiek to trudna przeszkoda. Pewnego dnia przechodzi jednak obok Caritasu. Zna tam Marikę. Wchodzi, aby ją uścisnąć i porozmawiać o poszukiwaniu pracy. I oto dzwoni telefon. Ktoś prosi pilnie o znalezienie lekarza do kliniki w Montreux! Marika płacze ze wzruszenia: „Nigdy klinika nie pytała o lekarza w Caritasie!”

Kilka lat później ukazuje się drukiem pierwsza książka. Helena Danubia podejmuje swą wędrówkę jako świadek „uwięzionej wolności” i „Miłości nie do odparcia”.

Doktor Eugenia Mihalovici założyła Fundację Centrum duchowego Manresa w Rumunii. To budujące się właśnie centrum ma za zadanie uczestniczyć w odbudowie duchowej spustoszonej duszy jej narodu. Przed śmiercią błagała nas o kontynuowanie tego dzieła.

René Lejeune

Stella Maris, nr 346, marzec 1999, str. 11-13.

1 Jego proces beatyfikacyjny jest w toku.