Cztery kolumny wiary chrześcijańskiej

René Lejeune

CZTERY KOLUMNY WIARY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

We współczesnym społeczeństwie najwyraźniej daje się słyszeć podstawowe pytanie: «Kim jestem?»
Coraz liczniejsze osoby podnoszą tę kwestię. Ich spojrzenia ujawniają lęk.

W istocie pytanie to pozostaje bez odpowiedzi poza perspektywą religijną. Wiara chrześcijańska odpowiada na nie w sposób całkowicie satysfakcjonujący i cudowny dla serca, lecz także wymagający w odniesieniu do konkretnego życia.

PIERWSZA KOLUMNA NASZEJ WIARY

Otwórzcie Biblię na pierwszej stronicy. Znajdziecie tam werset najważniejszy z około 1500 stron. Najważniejszy dlatego, że cała reszta dla człowieka od niego zależy. Cała historia zbawienia, włączywszy wcielenie Boga w Jezusa, Jego ogłoszenie Dobrej Nowiny, Jego śmierć na Krzyżu i Zmartwychwstanie. Ten werset, czy raczej te dwa wersety, to z Księgi Rodzaju 1,26-27: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi! Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”.

Oto centralna kolumna naszej chrześcijańskiej wiary. Pobudza ona zaraz, bardzo logicznie do postawienia kolejnego pytania: «Kimże zatem jest Bóg?»

Na pytanie to odpowiada apostoł Jan, ten, którego Jezus tak szczególnie miłował. To on siedząc obok Niego podczas Ostatniej Wieczerzy, stawiał sobie pytanie: kto spośród nich ośmieli się zdradzić Pana i słuchał przyspieszonego rytmu Serca Jezusa.

DRUGA KOLUMNA

To ten właśnie apostoł ośmielił się zdefiniować Boga w trzech nieśmiertelnych słowach (1 J 4,8): «Bóg jest Miłością».

Jak słońce jest światłem i ciepłem i aż po kres czasów będzie zawsze dawać swe światło i ciepło, tak samo Bóg, który jest miłością, będzie zawsze, ponad czasem, promieniował miłością. Samą miłością i niczym innym tylko miłością.

Nasze szczęście – i nieszczęście – polega na tym, że miłość wymaga porywu serca. Tego porywu nie można nakazać. On wymaga wolności. Z niej wypływa błogosławione źródło wszelkiego szczęścia. Z niej też wypływa zatrute źródło zła. Wolność wymaga wyboru. Lucyfer wybrał, aby już nie służyć Miłości. I po nim wielka liczba istot ludzkich, których się uczynił „zabójcą od początku” (J 8, 44), wybrała odrzucenie miłości, będąc posłuszna raczej „ojcu kłamstwa” (J 8,44) niż Bogu miłości. Skąd bierze się ta potworna decyzja człowieka? Stąd, że ten ojciec prowadzi po drodze szerokiej, łatwo dostępnej. idzie się nią naprzód wygodnie, a tymczasem droga Ojca Niebieskiego, droga miłości, jest wąska i uciążliwa.

TRZECIA KOLUMNA

Trzecia kolumna wiary chrześcijańskiej wiąże się z pytaniem: «Czym jest miłość?»

Gdyby zgromadzić wszystkie książki, których tematem jest miłość, byłaby potrzebna wielka biblioteka, aby się zmieściły na jej półkach. Nawet jeśli w tym ogromnym zalewie jest kilka bryłek złota, wszystkie te bryłki zgromadzone w jedno nie są jednak warte trzynastu wersetów, jakie św. Paweł poświęcił konkretnej definicji miłości. Każdy chrześcijanin powinien nauczyć się tego tekstu na pamięć. Co niedzielę powinien czytać ponownie te trzynaście wersetów trzynastego rozdziału Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Cieszyć się działaniami, jakie były zgodne z wymogami miłości, żałować tego, co ją zraniło. To tak i tylko tak czyni się postępy na uciążliwej drodze świętości, to inne słowo określające prawdziwą miłość.

CZWARTA KOLUMNA

Czwarta kolumna, na której wznosi się promienna budowla wiary chrześcijańskiej to: szkoła Pana. On zachęca nas serdecznie: «Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem.» (Mt 11,29b) I żeby porwać nas za sobą mówi: «Weźcie moje jarzmo na siebie… Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.» (Mt 11,29a.30)

W szkole Pana uczymy się włączać w Jego życie, opanowywać te dwie życiowe cnoty: łagodność i pokorę. W tej szkole jesteśmy uczniami aż do ostatniego tchnienia. Chrześcijanin nigdy jej nie opuszcza. Jesteśmy jednak chrześcijanami jedynie dzięki tej nauce, dzięki czynionym postępom.

Nie łudźmy się, nie ulegajmy urokom fałszywych pozorów: jesteśmy autentycznymi chrześcijanami jedynie wtedy, gdy czynimy postępy na drodze miłości takiej, jaką zdefiniował apostoł. I czynimy rzeczywiste postępy na tej drodze tylko wtedy, gdy naśladujemy Jezusa. Ono streszcza całą chrześcijańską wiarę. Ono stanowi syntezę całej teologii. Rozumiejąc to, wprowadzając to w wasze życie codzienne, będziecie żyć dosłownie całą Ewangelią i będziecie mistrzami całej teologii, będąc dzięki temu autentycznymi uczniami Jezusa Chrystusa.

WYRZUT SŁUCHACZKI

Niedawno wygłaszałem konferencję na temat, o którym tu piszę. Na koniec spotkania podeszła do mnie pewna słuchaczka, aby ze mną porozmawiać. Spojrzenie zaniepokojone i pytające. Mówi do mnie, czy raczej pyta mnie: „Skoro cała Ewangelia streszcza się w wersecie 11,29 św. Mateusza i w 13 rozdziale Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian, na cóż więc się przydaje rozmyślanie nad Starym i Nowym Testamentem?”

Odpowiedziałem jej: „Proszę Pani, ja nie mówiłem, że Ewangelia streszcza się w tych dwóch cytatach. Ewangelii nie można streścić. Ona sama jest krótkim streszczeniem tematów, słów, wypowiedzi, jakie Jezus wygłaszał podczas trzech długich lat swego publicznego życia i podczas czterdziestu dni pomiędzy Zmartwychwstaniem i Wniebowstąpieniem. Pisząc w 21 małych rozdziałach opowiadanie swej wersji Ewangelii apostoł Jan kończy zresztą tymi słowami: „Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać” (J 21,25). Jan nie potrafił wyrazić tych fal, jakie wylewały się z jego serca inaczej, jak tylko tym środkiem przesadnym, przenośnią często używaną na nasłonecznionych ziemiach śródziemnego wschodu. To, co powiedziałem, droga Pani, to to, że każda wiara chrześcijańska znajduje odzwierciedlenie w tych dwóch fragmentach. Jeśli znałaby Pani jedynie te dwa fragmenty i wcielała je w życie, byłaby Pani doskonałą uczennicą Chrystusa. Przeciwnie, gdyby znała Pani na pamięć całą Ewangelię, a nawet Biblię i gdyby całe życie codzienne było w opozycji lub po prostu w oddaleniu od tych dwóch fragmentów, nie mogłaby Pani w żadnym wypadku powoływać się na Chrystusa ani nawet określać siebie jako chrześcijankę. Ściślej biorąc: byłaby Pani chrześcijanką z imienia, lecz nie z czynu.”

Spoglądając na mnie smutnym spojrzeniem powiedziała: „W takim razie lepiej przejść na islam. Tam wystarczy mechaniczne spełnianie przepisanych obrzędów, żeby być uznanym za dobrego muzułmanina.”

„Ależ tak – mówię jej – życie chrześcijańskie to coś zupełnie odmiennego od rytuałów. One są jedynie ozdobą na tunice bez szwów, jakie przywdziewają uczniowie Jezusa. Pan jest strasznie wymagający wobec swoich. Wymaga od nich tego, co niemożliwe. Rzeczywiście jeśli dwa wspomniane fragmenty są jeszcze dla nas osiągalne z wielką trudnością, to prawdą jest, że jego ostateczne wymagania takimi nie są. Oto one: ‘Miłujcie waszych nieprzyjaciół i czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą’ (Łk 6,27). I Jezus wyjaśnia: ‘Powiedziano wam: „będziesz miłował twego bliźniego, a nieprzyjaciela będziesz nienawidził”.; Ja zaś wam mówię: „Kochajcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,43-44). Jezus stawia nas na zewnątrz, w opozycji do wszelkiej religii. Jego cel: budowanie z uczniami przez wieki Królestwa Bożego na ziemi. Wspaniały, cudowny cel. Czyż stawka nie jest warta tego, by uczniowie poświęcili swe życie?”

„Po co? – pyta niewiasta – Przecież jesteśmy do tego niezdolni. Dwadzieścia wieków historii chrześcijaństwa tego dowodzi…”

„Proszę nie zapominać, że skoro Jezus wymaga nawet tego, co niemożliwe, to jest też nieskończenie miłosierny. Niech to pani nie zniechęca do postępowania naprzód każdego dnia na drodze jego wymagań. Jeden mały krok co dnia, a we wszystkie niedziele – rewizja życia z minionego tygodnia. W końcu ujrzy pani, że wszystko jest możliwe. To nawet wcale nie jest trudne. A to jest źródło tak wielkiej radości…”

Po tych słowach kobieta odeszła próbując się uśmiechnąć.

METODA MAŁYCH KROKÓW

Nikt nigdy nie będzie zdolny zbudować swego życia z dnia na dzień na czterech kolumnach wiary chrześcijańskiej. Jeśli macie zamiar zbudować dom, nigdy nie uczynicie tego z dnia na dzień. Trzeba go zbudować kamień po kamieniu. Podobnie jest z życiem chrześcijańskim, z prawdziwym życiem w Bogu. Trzeba stawiać kamień na kamieniu i nie zadowalać się niesieniem w swym duchu mglistej sylwetki chrześcijańskiej siedziby, w jakiej chcielibyście mieszkać.

Stawiać kamień na kamieniu w życiu chrześcijańskim to metoda małych kroków. Przyłożona do trzynastego rozdziału Listu do Koryntian oznacza, że jeśli brak wam zwyczaju bycia cierpliwym (to niestety mój przypadek!), to właśnie dziś postaracie się co najmniej jeden raz zapanować nad odruchem zniecierpliwienia. Lub jeszcze jeśli jesteście ludźmi chowającymi urazy, to przy najbliższej okazji postaracie się wyrwać ze swego serca odrobinę rozgoryczenia, urazy wobec bliskiego lub znajomego, który was obraził. Lub jeśli niezasłużone nieszczęście spotka osobę, którą nienawidzicie, za wszelką cenę unikniecie powiedzenia: „Dobrze jej tak!” I tak ugnieciecie swe serce, aż wszelki ślad niechęci, wstrętu lub nieżyczliwości zostanie z niego wyrzucony. Tak, nawet najmniejszy ślad.

Wierzcie mi, nie jestem tylko dawcą dobrych rad. Pisząc te linijki spoglądam równocześnie na siebie. To rodzaj zastanowienia w świetle słów Jezusa i Jego apostoła powalonego na ziemię przez miłość na drodze do Damaszku. Ileż jeszcze muszę zrobić postępów na mojej drodze życia! Ja wcale nie jestem u kresu mojej drogi do Damaszku.

To, co wiem, to co wy wiecie, to, że w dniu Sądu Boski Sędzia będzie nam zadawał pytania. Zapyta mnie o to, czy wprowadzałem w życie prawdziwą miłość do bliźniego, szczególnie potrzebującego, cierpiącego, małego, zagłodzonego, uwięzionego, chorego, obcego. W uzupełnieniu fragmentów już cytowanych z Nowego Testamentu trzeba ponownie przeczytać i często rozmyślać nad rozdziałem 25, wersety od 31 do 46 Ewangelii wg św. Mateusza. Potem zastanówmy się nad licznymi pytaniami, jakie sobie stawiamy w odniesieniu do naszego życia i porównajmy je z tymi, jakie zostaną nam postawione w dniu sądu ostatecznego. Będziecie zaskoczeni, jak za każdym razem ja sam jestem zaskoczony, rozmyślając nad tymi wersetami z Ewangelii według św. Mateusza.

Można tu wyciągnąć następujące pouczenie: wyeliminujmy po trochu to, co niepotrzebne i zorganizujmy powoli nasze życie chrześcijańskie w świetle piętnastu wersetów pierwszego ewangelisty. Wciąż stosujmy metodę małych kroków. To pedagogia pewna, w zasięgu ludzkiej ręki. Gwarantuje sukces.

TAJEMNICA PUSTELNIKA

Przed wielu laty odwiedziłem w Południowych Alpach starego pustelnika. Jan M. był osobą świecką. Odważył pewnego dnia, w latach pięćdziesiątych, porzucić życie pociągające z zewnątrz, lecz które mu się wydawało od wewnątrz nie do zniesienia: ubogie i próżne. Zapytałem go:

– Unika pan ludzi i wyrzeka się rzeczy. Co pana skłoniło lub zmusiło do odrzucenia życia w letargu i w złocie?

– W głębi duszy słyszałem jakby tajemniczy głos, który mnie często wołał: „Życie jest tylko jedno, co ty uczyniłeś ze swoim? Zastanów się i módl.” Czasem miałem wrażenie, że to był głos mojej matki, świętej niewiasty, bardzo pobożnej. Umarła, kiedy miałem piętnaście lat. Piętno, jakie na mnie wywarła, jest nie do zatarcia. Pewnego dnia postanowiłem zastanowić się nad tym głosem poważnie. Modliłem się gorliwie, aby Pan udzielił mi łaski jasnego widzenia. Potem podjąłem ostateczną decyzję wykonania wielkiego skoku w nieznane.

– Czy zaistniała jakaś nagła przyczyna?

– Tak, moja modlitwa opierała się głównie na rozmyślaniu nad Ewangelią. Stale trafiałem na fragment Ewangelii według św. Łukasza 14,26-27: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.” Ponieważ takie jest Słowo Boga, w dniu mojej nieodwołalnej decyzji przyjąłem je dosłownie.

– Co pan znalazł w „nieznanym”?

– Wewnętrzny pokój i niezrównany smak Biblii. Po rozmyślaniu nad nią przez całe lata chciałem z niej uzyskać pokarm najbardziej pożywny. Wybrałem trzy fragmenty Nowego Testamentu jako pokarm dla mojego codziennego życia, jako moją gwiazdę betlejemską i moje wewnętrzne słońce.

– Jakie to fragmenty?

– Najpierw trzy nieśmiertelne słowa, które definiują Pana: „Bóg jest miłością” (1 J 4,8). To niewyczerpana otchłań do rozmyślania, kontemplacji, wewnętrznego wzrostu. To obszerniejsze niż kosmos, którego człowiek nigdy nie będzie mógł całkowicie przebadać.

Drugi fragment to hymn o miłości św. Pawła (1 Kor 13). Żyjąc w samotności nie mogłem jej już wcale praktykować. Jednakże posiadłem łaskę stałego orędowania, aby wzrastała w świecie, a przede wszystkim pośród chrześcijan „światłość świata”. Trzeci fragment to Jan 16,7-15. Jezus mówi w nim m. in. o Duchu Świętym: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy.”

*

Codzienna medytacja tych tekstów otworzyła mój umysł i serce na szersze horyzonty. I to oświecenie trwa… Jeśli ten artykuł ujrzał światło dzienne, jestem za to winien wdzięczność staremu pustelnikowi, którego spotkałem pięknego majowego dnia, w 1972 roku. Bazą tego artykułu są Słowa Boga, metoda należy do Jana M., nawet jeśli fragmenty są odmienne. Słowo Boga jest niewyczerpanym źródłem rozmyślań. Jan M. odszedł do Domu Ojca w 1988 r. Miał 90 lat. Jestem mu wdzięczny za przybliżenie w pewien sposób Biblii, czego dowodzi ten artykuł.

Stella Maris lipiec/sierpień 2000, str. 18-20. Przekład z franc.: Ewa Bromboszcz

—————-

20 października 2008, niedaleko Genewy, René Lejeune zmarł w wieku 86 lat. Profesor, ambasador, pisarz, poeta… Wraz z żoną Adelajdą wychowywał dziesięcioro dzieci. Zawsze żył radośnie, jako przyjaciel Boga. René Lejeune napisał wiele o ojcu Kentenich i Schoenstat. Jego książka „Wypróbowani jak złoto w ogniu” dotycząca Josepha Englinga i Karla Leisnera przyczyniła się do zwiększenia popularności Schoenstat we Francji, Belgii, Szwajcarii i Burundi. Została napisana w języku niemieckim i opublikowana przez du Parvis w 1991 roku. 23 października 2008 odbył się pogrzeb prof. Lejeune’a na cmentarzu w Lucinge (między Annecy i Genewą). Chwalmy Boga za uśmiech na twarzy naszego przyjaciela.