Uczynki Miłosierdzia

Réné Lejeune

OBOWIĄZEK SPEŁNIANIA UCZYNKÓW MIŁOSIERDZIA WZGLĘDEM DUSZY I CIAŁA

Uczynki miłosierdzia są inspirowane miłością bliźniego i przychodzą mu z pomocą w jego potrzebach fizycznych i duchowych. Pouczanie, udzielanie dobrych rad, pocieszanie, podnoszenie na duchu są przykładami uczynków miłosierdzia względem duszy, podobnie, jak darowanie urazów, czy też cierpliwe znoszenie trudnego charakteru i wad naszych bliźnich.
Uczynki miłosierdzia względem ciała, polegają zwłaszcza na tym, by nakarmić głodnych, przyjąć pod swój dach tych, którzy nie mają się gdzie schronić, przyodziać ubogiego, odwiedzać chorych i więźniów, pochować umarłych. Są to konkretne świadectwa braterskiej miłości, czyny sprawiedliwości, która podoba się Bogu. Jezus ukazuje nam sposób, w jaki mają one być spełniane – „Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6,3). Podobnie jest z wszystkimi innymi uczynkami miłosierdzia.
Św. Róża z Limy (1586-1617) przyjmowała i gościła w swoim domu chorych i ubogich. Nie podobało się to jej matce. Pewnego razu córka powiedziała jej: „Opiekując się ubogimi i chorymi, służymy naszemu Panu. Powinniśmy niestrudzenie przychodzić z pomocą naszym bliźnim, ponieważ w nich świadczymy posługę samemu Jezusowi.”

SŁUŻYĆ CZY ODMÓWIĆ SŁUŻENIA JEZUSOWI?

Jean B., profesor w liceum na Ile-de-France, chrześcijanin zaangażowany w pracę dla swojej parafii, rozczytuje się w dziesięciotomowych „Żywotach świętych”. Jego ulubionym świętym jest Wincenty a Paulo, „Ojciec ubogich”. W swoim gabinecie, Jean zawiesił dużą kopię obrazu Davida Teniresa Młodszego „Uczynki miłosierdzia”.
Zgłębiając biografię św. Wincentego a Paulo (1581-1660), usiłuje go naśladować. Przemierza ubogie dzielnice miasta, poznaje rodziny wielodzietne pozbawione środków do życia, wspiera na miarę swoich możliwości. Przeznacza na to sporą część swoich zarobków. Żona, Monique, podzielająca jego pasję, z coraz większym trudem wiąże koniec z końcem. Szczególne trudności przeżywają oboje w ciągu ostatnich dni każdego miesiąca. Nic jednak nie powstrzymuje tych dwojga świeckich świętych w ich wysiłkach. Wspólnie postanawiają pomnożyć przez pięć swoją „dziesięcinę”, czyli oddawać ubogim połowę swoich dochodów. Widząc przykład rodziców, troje dzieci również zaczyna okazywać dobre serce ludziom ubogim. Najstarszy, czternastoletni Paul, odkrywa w sobie powołanie do kapłaństwa. Mówiąc zwięźle – rodzina ta, sama żyjąca w niedostatku, opiera swoje szczęście na służbie ubogim. Codziennie, podczas modlitwy wieczornej, Ojciec odczytuje na głos fragment z Księgi proroka Izajasza, w którym wymienione są dzieła miłosierdzia i ich wspaniałe owoce:
„Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzeknie: Oto jestem!” (Iz 58,6-9).
Żyjąca w ubóstwie rodzina Jeana B. jest szczęśliwa i radosna. Oto prawdziwi uczniowie Chrystusa!
Poznajmy także Hectora M., szefa doskonale rozwijającego się przedsiębiorstwa budowlanego. Jest on „chrześcijaninem niedzielnym”, który praktykuje tak, jak opłaca się ubezpieczenie – „na wszelki wypadek”. Jego wiara nie jest otwartością na bliźniego, ale skorupą, która izoluje go od innych ludzi. Do ubogich czuje pogardę. Nazywa ich próżniakami. Spotykając któregoś z nich, zamiast jałmużny udziela mu napomnienia. Do swojego widzimisię przekonał żonę, a ich jedyny, siedemnastoletni syn jest skrajnym egoistą. Wydaje on swoje kieszonkowe – tysiąc euro miesięcznie – na wizyty u łatwych kobiet i prostytutek. Rodzina o sercach z kamienia. W najlepszym wypadku czeka ich to, zapowiada Pan w Księdze Ezechiela – „odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała”, w przeciwnym razie, na swoje nieszczęście, zachowają swe kamienne serca aż do śmierci.

U KRESU ŻYCIA

Starość jest czasem podsumowań. Odpowiadamy sobie wtedy na pytanie: „Co zrobiłem z moim życiem?” Jeśli mamy szczęście posiadać „serce z ciała”, obiektywnie ocenimy dobro jakie spełniliśmy, uczynki i chwile, które mogły podobać się Bogu. Jeśli jednak nasze serce powoli zamieniało się w kamień, będziemy albo unikać owego ostatecznego rachunku sumienia, albo postępować wciąż w ten sam sposób, oszukując siebie samych co do faktów i zdarzeń. Ów czas bilansu będzie dla nas bardzo trudnym przeżyciem.
François D., jest emerytowanym nauczycielem akademickim, ma 75 lat, od zakończenia aktywności zawodowej otrzymuje emeryturę pozwalającą mu żyć dostatnio. Ten wybitny naukowiec, autor dziesięciu książek, które odniosły ogromny sukces wśród swoich czytelników, pozostał kawalerem. Osiągnąwszy wiek dorosły, zaczął zastanawiać się nad swoim powołaniem. Pociągał go stan kapłański. Okoliczności nie pozwoliły mu jednak zrealizować tego ideału. Był mocno przywiązany do swojej matki, którą uważał za niemal świętą. Pochodząc ze środowiska mieszczańskiego, nie posiadała ona jego mentalności. Ku wielkiemu oburzeniu swojej rodziny, poślubiła oficera marynarki wywodzącego się z niższej klasy społecznej. Był gorliwym katolikiem i podobnie jak żona, przyjacielem ubogich. Nazywał siebie „bratem łachmaniarzy”. Ich jedyny syn poszedł w ślady rodziców, których całe życie upłynęło na pełnieniu uczynków miłosierdzia. Marzyli oni o licznej rodzinie, jednak przebyty wypadek uniemożliwił matce Françoisa realizację tych marzeń. Chłopiec przejął od niej czynną miłość do ubogich. W czasie swojej kariery uniwersyteckiej przeznaczał dla nich dużą część swoich zarobków. Od przejścia na emeryturę odwiedza on domy biedaków i hojnie rozdaje swe pieniądze, dostarczając środków do życia i umacniając ich we wierze. Ewangelizacja powinna przecież iść w parze z uczynkami miłosierdzia. Czyż nie jest ona najwyższą formą duchowej miłości bliźniego? François nie rozpoczyna jednak głoszenia Dobrej Nowiny zanim nie nawiąże przyjaźni ze swoimi ubogimi braćmi. Sposób w jaki to czyni, a także jego niezwykła osobowość, sprawiają, że Ewangelia ukazuje się ich oczom w dwu aspektach: jako Słowo Boże i jako motyw działania dobroczyńcy, do którego są tak przywiązani. Słuchając jego słów, wydaje im się, że słuchają Jezusa; zaś François marzy jedynie o tym, bo Go w sobie odzwierciedlać.
Przed poznaniem go, wielu nich nigdy nie rozmawiało z nikim o Chrystusie; teraz jednak zaczęli postrzegać Pana i Jego Dobrą Nowinę jako skarb, z którego mogą czerpać tak, jak z przyjaźni okazywanej im przez Françoisa.
Jego przeciwieństwem jest Bonaventure F., spadkobierca wielkiej fortuny, którą zarządza tak, jakby miał żyć jeszcze dziesiątki lat, choć ma ich w tej chwili 81 a jego zdrowie pozostawia wiele do życzenia.
Bonaventure ożenił się, stawiając swojej żonie, Denise, warunek unikania ciąży za wszelką cenę. Później, wymusił na niej dwie aborcje. Dzięki rozmaitym oszustwom pozwalał sobie na pełną swobodę seksualną. Żona nie podzielała jego przekonań i cierpiała wiele z powodu oschłości serca swojego męża. W przeciwieństwie do niego, pochodzącego z rodziny „wojujących antyklerykałów”, została wychowana we wierze. Nocami płacze ona nad swym życiem, zmarnowanym przez niewierzącego małżonka. Żyje co prawda w luksusie, ale nie stanowi to dla niej żadnej pociechy. Do przyjęcia zalotów i oświadczyn Bonaventure pchnęła ją rodzina, mająca na uwadze przede wszystkim jego stan majątkowy. Jak bardzo żałuje ona dzisiaj swojego posłuszeństwa! Życie nie jest jednak mechanizmem wyposażonym w bieg wsteczny. Niezależnie od rozmiarów naszego nieszczęścia, nie możemy powrócić do nadziei z przeszłości.

A KAŻDY Z NAS?

Czym są uczynki miłosierdzia co do ciała i duszy w moim życiu? Na pewno nie są one zadaniem „nadobowiązkowym”, ale powinnością wszystkich tych, którzy chcą być uczniami Jezusa Chrystusa.
W każdej chwili naszego życia, mamy zadawać sobie pytanie o to, jakie miejsce zajmują one w naszych relacjach z bliźnimi. Końcowy etap naszego pobytu na ziemi, to czas bilansu, gdyż stanąwszy przed Obliczem Boga, ujrzymy Go już nie miłosiernego, ale sprawiedliwego. Dlatego, zapyta on nas (mnie), co dobrego uczyniliśmy w naszym (uczyniłem w moim) życiu, czyli jak wyglądała w praktyce moja miłość bliźniego, nie ma bowiem miłości do Boga bez miłości do naszych braci i sióstr.
Niezależnie od wieku, dziś nadeszła chwila, w której każdy z nas może postawić sobie to pytanie. Odpowiedź w końcowym rozrachunku pozytywna, zadecyduje o naszym szczęściu wiecznym, negatywna – skaże nas na nieskończone pozbawienie szczęścia przebywania twarzą w twarz z naszym Stwórcą. To właśnie ten stan nazwany został przez Chrystusa „ogniem wiecznym”.
Jedyne pytanie jakie wówczas usłyszymy od Boga, nie będzie dotyczyło naszej modlitwy, ale miłości bliźniego (Mt 25).
Postanowienie: od dzisiaj zmienię moją postawę wobec bliźniego, poczynając od współmałżonka, moich najbliższych i innych ludzi. Moim pierwszym obowiązkiem miłosierdzia wobec nich wszystkich jest dobroć.

*
Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych Mnieście nie uczynili… Byłem głodny, a nie daliście mi jeść. Byłem spragniony, a nie daliście mi pić. Byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie. Byłem przybyszem, a nie przyodzialiście mnie. Byłem chory, a nie odwiedziliście mnie. Byłem w więzieniu, a nie przyszliście do mnie. Byłem w potrzebie, a mijaliście mnie obojętnie. Mieszkałem tuż obok was, pod tym samym dachem…

Lektura warta polecenia: „Uczynki miłosierdzia” – Maria Valtorta