Ida Peerdeman

Ida Peerdeman

IDA PEERDEMAN – PROROKINI XX WIEKU

Dzieciństwo i młodość

Ida Peerdeman urodziła się w Alkmaar (Holandia) 13 sierpnia 1905. Na chrzcie św. otrzymuje imię Isje Johanna, ale od dziecka nazywano ją Ida. Na krótko przed wybuchem I wojny światowej rodzina Peerdeman prze-prowadza się do Amsterdamu. Ida ma 8 lat, gdy w wieku 35 lat podczas porodu umiera jej matka wraz z noworodkiem. Po śmierci matki wychowaniem Idy i jej rodzeństwa (dwóch sióstr i brata) zajmuje się najstarsza, 16-letnia Gesina. Ojciec, kupiec tekstylny, zajęty interesami, nie ma czasu dla dzieci.
Każdej niedzieli rodzina Peerdeman, jak przystało na katolików, uczęszcza na Mszę św., a przed posiłkiem odmawia się modlitwę. Na tym w zasadzie kończy się życie religijne.
Jako dziecko Ida przystępuje raz w tygodniu do Spowiedzi św. w kościele dominikanów. Spowiada się u ojca Frehe, jej późniejszego przewodnika duchowego. I tak dzieje się przez kilka lat, aż do październikowej soboty 1917 r., kiedy po Spowiedzi św., w drodze do domu, spotyka Idę coś niezwykłego.

Pierwsze spotkanie z Maryją

Dwunastoletnia Ida na końcu jednej z ulic widzi wielkie Światło, a w nim promieniującą postać, która wyglądem przypomina piękną żydowską kobietę. Rozpoznaje w niej Maryję o ramionach lekko rozwartych i spojrzeniu przyjaznym i ciepłym. Stoi tak w blasku Światła, nie wypowiadając ani jednego słowa. Jeszcze nigdy nie widziała czegoś tak pięknego. Gdy postać daje jej przyjazny znak, Ida pośpiesza do domu. Wizję tę widzi trzykrotnie.
Jej spowiednik, ojciec Frehe, powiernik Idy i doradca rodziny Peerdeman, dowiaduje się o nadzwyczajnych zdarzeniach. Jednak i on, i ojciec Idy, uważał, że będzie najlepiej, jeśli dziecko wszystkie te zdarzenia zachowa dla siebie. I tak to pierwsze przygotowanie Idy na późniejsze Maryjne objawienia, pozostaje na długi czas w ukryciu.
33 lata później – podczas 25 Objawienia – Matka Boża sama przypomina Idzie o swoim trzykrotnym przybyciu w 1917 r. wtedy, gdy widząca z obawą pyta: „Czy mi uwierzą?” „Tak – odpowiada Maryja – dlatego właśnie przyszłam do ciebie już wcześniej, kiedy jeszcze tego nie rozumiałaś. Wtedy to nie było jednak konieczne. To był dowód na teraz” (10.12.1950). Innymi słowy, aktualne widzenie nie jest złudzeniem, ale rzeczywiście Maryją.

Brak fantazji i wyobraźni

Po ukończeniu szkoły Ida pragnie zostać przedszkolanką. Jednak po praktyce zostaje odesłana z komentarzem: „Pani się niestety nie nadaje. Brakuje Pani fantazji i wyobraźni”. Nikt wtedy jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ważnym stanie się to oświadczenie w życiu Idy, w czasie, gdy zarzucać się jej będzie, że objawienia, których doświadcza, są wytworem jej własnej fantazji i wyobraźni.
Wiele lat później, wynik badania psychologicznego, któremu na prośbę biskupa poddano Idę, stwierdza, że jest ona całkiem normalna, jak również i to, że nie ma zdolności do obrazowych przedstawień i że jest osobą trzeźwo myślącą, bez polotu i fantazji.
Ida decyduje się więc na podjęcie pracy biurowej w fabryce perfum w Amsterdamie. Tam pracuje przez wiele lat. Współpracownicy bardzo ją sobie cenią. Ma kilku adoratorów, jednak nie czuje się powołana do małżeństwa.
W tym czasie doświadcza cierpień, na skutek ataków złych mocy. Na przykład podczas spaceru po ulicach Amsterdamu spotyka mężczyznę, ubranego na czarno: podobnego z ubioru do księdza. Wystraszona jego niesamowicie przenikliwym wzrokiem, próbuje go ominąć i przyśpiesza kroku. Jej prześladowca jest jednak szybszy, chwyta ją mocno za ramię i próbuje zepchnąć do kanału, aby ją utopić. W tej zagrażającej życiu chwili, Ida słyszy nagle łagodny Głos, który ją uspokaja i obiecuje pomoc. W tym samym momencie „Czarny” puszcza Idę i ze strasznym krzykiem przepada bez śladu.
Po tym zdarzeniu siostra Idy, Gesina, otrzymuje od ojca polecenie towarzyszenia Idzie w drodze do pracy i wieczorem, w drodze do domu. Jeszcze raz spotykają siostry niesamowitego prześladowcę: śmieje się zimnym szyderczym śmiechem, ale nie ma odwagi dotknąć Idy. Innym jednak razem, ukazując się w postaci starszej kobiety proszącej o przeprowadzenie przez ulicę podprowadza Idę prosto pod nadjeżdżający tramwaj, który w ostatniej chwili zdołał zahamować.

Demoniczne udręki w rodzinie

Również i u siebie w domu Ida jest ciężko dręczona przez demony. Jej rodzina cierpi razem z nią.
Ojciec i rodzeństwo Idy są świadkami tego, że buja się lampa w pokoju, bez przerwy dzwoni dzwonek czy też hałasuje skrzynka z bezpiecznikami. Gdy drzwi i szafki same się otwierają, zdarza się, że pan Peerdeman z humorem mówi: „No proszę, wchodźcie wszyscy do środka. Im więcej was jest, tym weselej”. Ojciec Frehe poradził mu bowiem, aby ignorował, w miarę możliwości, te demoniczne ataki. Odwaga ojca bardzo pomaga całej rodzinie. Za jego przykładem przywiązuje się do tych nadprzyrodzonych zjawisk możliwie jak najmniejsze znaczenie.
Gdy jednak raz jakaś niewidzialna ręka dusi Idę za szyję i ataki te stają się szczególnie silne, ojciec Frehe decyduje się odmówić nad nią egzorcyzm. Wtedy rodzina Idy słyszy obrzydliwy głos szatana, wydobywający się z jej ust i z nienawiścią obrzucający wyzwiskami ojca Frehe. Na wiele innych sposobów odczuwa przewodnik duchowy widzącej szatańską nienawiść demonów. W taki sposób będą oboje przygotowywani, przez trwającą 20 lat duchową szkołę, na pełne łaski zdarzenie, które dotyczyć będzie całego świata: na przyjście Matki i Pani Wszystkich Narodów.

Pierwsze objawienie Pani Wszystkich Narodów

Trwa jeszcze II wojna światowa, gdy 25 marca 1945 r. rozpoczynają się objawienia Maryi w Amsterdamie. W tym to właśnie dniu Kościół obchodzi Uroczystość Zwiastowania Pańskiego, największego wydarzenia w historii ludzkości. Bóg przyjmuje w osobie Jezusa ludzką naturę, by nas zbawić od grzechu i śmierci.
W ciszy i ukryciu rozpoczyna się Dzieło Zbawienia w pełnym łaski łonie Niepokalanej w Tej, która nazwana zostanie Współodkupicielką. Nie jest z pewnością rzeczą przypadku, że Maryja wybrała właśnie to święto dla objawienia się jako Pani i Matka, gdyż Amsterdamskie Orędzia mają dla Kościoła i świata znaczenie uniwersalne. Ida tak o tym mówi:
„Zdarzyło się to 25 marca 1945, w Uroczystość Zwiastowania Pańskiego. Moje siostry i ja siedziałyśmy w pokoju i rozmawiałyśmy ze sobą. Siedziałyśmy wokół żelaznego piecyka. Był to czas wojny i panowała głodowa zima. Ojciec Frehe, który przebywał w tym dniu w mieście, przyszedł do nas w odwiedziny. W trakcie rozmowy coś nagle pociągnęło mnie do sąsiedniego pokoju. Tam ujrzałam naraz nadchodzące Światło. Wstałam i byłam zmuszona podejść do tego Światła. Ściana i wszystko, co tam stało, zniknęło mi sprzed oczu. Przede mną było morze Światła i pusta głębia.

W pełni ciszy przyszłam 31.05.1958

Nagle ujrzałam wyłaniającą się z tej głębi jakąś postać, żywą kobiecą postać. Z mojego miejsca widziałam ją stojącą po lewej stronie, u góry. Ubrana była w długą białą szatę, prze-pasaną w talii. Stała tam z opuszczonymi ramionami i z dłońmi zwróconymi na zewnątrz, w moim kierunku. Kiedy się jej przypatrywałam, ogarnęło mnie jakieś osobliwe uczucie. Pomyślałam sobie: ‚To musi być Święta Dziewica. Nic innego nie jest możliwe’. Nagle po-stać odzywa się do mnie. Mówi: Powtarzaj za Mną. Zaczynam więc za Nią powtarzać, słowo w słowo. Ona mówi bardzo powoli…
Moje siostry i ojciec Frehe zgromadzili się wokół mnie. Gdy ojciec Frehe usłyszał, że zaczęłam mówić, powiedział do jednej z moich sióstr: ‚Zapisuj wszystko, co powie’. Po tym, gdy już powtórzyłam kilka zdań, usłyszałam jak mówił: ‚Posłuchaj, zapytaj kim jest’. I wtedy pytam: ‚Czy jesteś Maryją?’ Postać uśmiecha się do mnie i odpowiada:
‚Będą Mnie nazywać Panią, Matką’”.

Ida i Orędzia

Ida Peerdeman została w dzieciństwie i młodości przygotowana do swego szczególnego powołania. Podobnie jak wszystkim innym prorokom również i jej, prostej 40-letniej pracownicy biurowej, powierzone zostało nagle i nieoczekiwanie bardzo odpowiedzialne zadanie. Ida otrzymuje w przeciągu 15 lat, dokładnie do 31 maja 1959 r., 56 Orędzi Matki Bożej. Dodatkowo ofiarowuje jej Pan, trwające aż do lat 80-tych Przeżycia Eucharystyczne.
W odróżnieniu od wielu innych miejsc objawień, w Amsterdamie przebiega wszystko w ciszy i ukryciu. „W pełni ciszy przyszłam” powiedziała Pani 31 maja 1958 r.
Większą część Orędzi otrzymuje Ida w domu. Jej siostra Gertruda, nauczycielka, spisuje słowo po słowie to, co Ida powtarza za Panią. Nie jest to trudne, gdyż Pani mówi wolno i z długimi przerwami, po których Ida ogląda kolejny obraz albo przekazywana jest jej jakaś nowa myśl. Później, w razie konieczności, Ida uzupełnia zapis siostry swoimi własnymi komentarzami.
Szczególnie w pierwszych latach objawień, Orędzia są bardzo zaszyfrowane, apokaliptyczne i symboliczne. Podobnie jak wielcy prorocy Starego Testamentu, również Ida należy do osób niewykształconych teologicznie i rozumie niewiele z tego, co widzi i słyszy.
Słowa takie jak Paraklet, meteoryty, czy Ruah są jej całkowicie obce i ma ona wiele trudności z przekazaniem w słowach treści nieznanych jej zdarzeń, ukazywanych w wizjach. Matka Boża pociesza Idę: „Powiedz swemu przewodnikowi duchowemu, że Pan wybiera dla swoich wielkich planów zawsze to, co słabe! Niech będzie spokojny!” (04.04.1954); „Jeszcze raz mówię: Syn szuka dla swojej Sprawy zawsze tego, co małe, co proste” (15.04.1951); „Masz wielkie zadanie do wypełnienia!” (06.04.1952).
Maryja daje swemu dziecku do zrozumienia, że jest narzędziem: „Zrozum dobrze, że jesteś tylko narzędziem” (04.03.1951).

„Nie wahaj się. Ja przecież nigdy się nie wahałam” (15.08.1951).

Jak mądry, pełen miłości pedagog, upomina Pani swoją uczennicę w wizjach: „Słuchaj!”, „Patrz dobrze!”, „Zapamiętaj!”, „O-strzeż!”, „Powiedz!”, „Rozpowszechniaj!”
Jako posłanka i doręczycielka ma Ida po-słusznie przekazywać dalej to, co Pani Wszystkich Narodów pragnie niezwłocznie powiedzieć Papieżowi, biskupowi Haarlemu, Kościołowi, teologom, światu i wszystkim narodom, to, co da początek odnowie w Duchu Świętym, który zostanie „zesłany na ziemię”. Jest rzeczą zrozumiałą, że widząca czuje się niezdolną i zbyt słabą do wypełnienia tego trudnego zadania. Wielokrotnie z obawą zapytuje ona Panią: „Czy mi uwierzą?” Jednak Maryja ją i tym samym również i jej przewodnika duchowego, uspokaja i zachęca: „Nie wahaj się. Ja przecież nigdy się nie waha-łam” (15.08.1951); „Nie bój się aż tak bardzo. Dlaczego się bać? Z powodu Sprawy Syna?” (28.03.1951); „Wymagam od ciebie tylko tego, abyś zrobiła to, co ci mówię” (4.03.1951); „Mówisz, że masz do zaoferowania tylko puste ręce. Pani prosi cię tylko, abyś te Orędzia przekazała tym, którzy ich potrzebują. Pani dokona reszty” (5.10.52)
Niekiedy posłuszne spełnianie poleceń Matki Bożej staje się dla Idy tak dalece bolesne, że spontanicznie, po ludzku reaguje oporem i sprzeciwem. Na przykład wtedy, gdy Pani żąda: „Idź do Ojca Świętego i powiedz…” „Kiedy potrząsnęłam przecząco głową i od-rzekłam, że na to nigdy się nie odważę, Pani powiedziała nieco ostrzejszym tonem: “Rozkazuję ci to powiedzieć!’” (31.05.1957).

Cierpienie zjednoczone ze Współodkupicielką

To wszystko, co Ida widzi i przeżywa w Orędziach Współodkupicielki, zmienia też głęboko jej osobiste życie, bo Maryja prosi swe dziecko: „Uczyń ofiarę ze swojego życia!” (04.04.1954).
W szczerych, trwających dziesiątki lat staraniach, aby żyć zgodnie z życzeniem Pani, Ida dojrzewa do roli duchowej matki dla wielu. Maryja poświadcza to w dobitnych słowach: „w twoje łono wkładam ludzkość całego świata” (01.04.1951).
Również i dlatego widząca przeżywa wiele razy w mistyczny sposób na sobie samej sytuację całej ludzkości. Oto fragment 5 Orędzia: „Wtedy Pani bierze mnie znowu ze sobą. Idziemy dalej w głąb ogrodu. Zatrzymujemy się przed dużym Krzyżem. Pani mówi: ‘Przyjmij go. On cię poprzedził’. Odmawiam i czuję, jakby wszyscy ludzie świata tak samo postępowali i odwracali się do Krzyża plecami” (07.10.1945).
Ida doświadcza bardzo często w swych mistycznych stanach tego bólu, który Pani Wszystkich Narodów przeżyła fizycznie dla ratowania narodów: „Wtedy Pani odchodzi od Krzyża, a ja stoję ponownie przed tym wielkim Krzyżem. Mam znowu te okropne bóle, jeszcze silniejsze jak przedtem. To trwa długo i wtedy Pani staje przed Krzyżem, jak gdyby we mgle. Widzę Ją skręcającą się z bólu i wtedy zaczyna płakać. Tak wielkie, nie do opisania cierpienie widnieje na Jej twarzy i łzy spływają po Jej policzkach. Wtedy mówi: ‚Dziecko’.
I teraz jest tak, jakby Pani przenosiła to cierpienie na mnie. Najpierw ogarnia mnie jakieś duchowe osłabienie i odczuwam je bardzo silnie. Mam takie same bóle jak przedtem, jednak nie tak bardzo silne jak za pierwszym razem. Naraz jest tak, jakbym się załamywała. Mówię do Pani: ‚Więcej już nie mogę’. To trwa jeszcze chwilę, i wtedy wszystko przemija” (15.04.1951).

Dowody na prawdziwość Orędzi znajdują się w Słowach Pani

Gdy Ida prosi Panią, przede wszystkim z myślą o innych, o jakiś dowód na prawdziwość Orędzi, Pani odpowiada, że dowody zawarte są w samych Orędziach: „Moje znaki znajdują się w Moich Słowach” (31.05.1955 i 1957); „To się okaże z czasem” (3.12.1949).
I rzeczywiście, wraz z upływem lat wiele z tego, co Pani zapowiedziała, wypełniło się dosłownie tak, jak to Ida widziała. Dowody te są tym większej wagi i tym bardziej przekonywujące, im bardziej przepowiadane zdarzenia leżą poza ludzkim wpływem prorokini.
Aż do końca życia Ida śledzi w radiu i telewizji z wielkim zainteresowaniem aktualne informacje ze świata i z życia Kościoła, ażeby odnaleźć w nich potwierdzenie prawdziwości słów Orędzi.

Ida w gronie rodzinnym

Lata objawień głęboko wiążą ze sobą rodzinę Peerdeman. Nadzwyczajne wydarzenia wokół Idy nie pozostają jednak w ukryciu. Do-tyczy to szczególnie dwóch objawień, które miały miejsce w kościele św. Tomasza. Koś-cielni zwierzchnicy reagują na wszystko z nad-zwyczajną powściągliwością i nie życzą sobie rozpowszechniania wiadomości o tych zdarzeniach. Jest to całkowicie zgodne z tym, czego pragnie sama Ida: zdecydowanie odrzuca każdą sensację wokół własnej osoby. Uważa siebie tylko za narzędzie.
Wielkim wsparciem jest jej przewodnik duchowy, a także rodzina. Gdy Ida cierpi i płacze, cierpią i płaczą wraz z nią i inni.
Pomimo nadprzyrodzonych wydarzeń, których doświadcza, pozostaje zwykłą kobietą. Lubi modnie się ubierać, nosi chętnie biżuterię, ale zawsze skromnie i taktownie. Jej zwyczajne życie nie różni się w zasadzie, prawie niczym od życia jej sióstr. Z zachwytem wspomina szczęśliwe urlopy w tyrolskich Dolomitach, w Bawarii i Szwajcarii. Z właściwą dla siebie wspaniałomyślnością lubi obdarzać innych podarunkami. Nigdy nie zapomina wysłać karteczki z pozdrowieniami bratanicy i bratankowi, również i wtedy, gdy są oni zaledwie jedną albo dwie noce poza domem.
25 lutego 1950 r. ciocia Ida wpisuje do albumu swej bratanicy, Heleny van der Heijden-Peerdeman następującą modlitwę:
„O Panie Boże, naucz mnie składać ręce,
czy w radości, czy w udręce.
Naucz mnie wierzyć i ufać i być w całym moim życiu cierpliwą.
Naucz moją duszę poznawać to,
czego Ty, o Boże, ode mnie żądasz.
Naucz mnie zapominania mojej własnej woli,
bym w ciszy i pokoju czyniła to,
czego Ty mnie uczysz. Amen.

Ida Peerdeman

Ciche cierpienie

Ida dbała zawsze bardzo sumiennie o to, ażeby wszystko to, co zostało jej w łagodnych, ale i pełnych znaczenia słowach przekazane przez Panią Wszystkich Narodów, a co wyryło się na zawsze w jej sercu, było dokładnie spisane i przekazane. W swoich wizjach Ida kosztowała duchowej szczęśliwości. Jednak po powrocie do rzeczywistości, do codziennego szarego życia spotykała się z niedocenianiem i potwarzą, z podejrzliwością i nie-ufnością. Wyśmiewana przez media, uczyła się bardzo boleśnie, co to znaczy stracić dobrą opinię dla zachowania wierności prawdzie i Pani. Mimo to jej duchowe i fizyczne cierpienie, które znosiła spokojnie i bez słowa skargi, było dla postronnych obserwatorów, a nawet dla jej najbliższych przyjaciół, prawie niezauważalne. Ida zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że nie była zwodzona i tym wytrwalej dźwigała ciężar swego brzemienia bycia narzędziem, nosicielką najważniejszego orędzia XX wieku.
Wszyscy, którzy rzeczywiście dobrze znali Idę Peerdeman, znali również jej heroiczne posłuszeństwo zwierzchnikom Kościoła. Mało kto uświadamiał sobie, jak wiele ją kosztowało milczenie i czekanie. Nie użalała się nawet i wtedy, gdy przyszło jej oddać Bogu tych, których tak bardzo kochała: najpierw ukochanego brata Pieta, później ojca Frehe, potem odszedł jej drugi przewodnik duchowy, o. Kerssemakers, w 1981 r.
Ten, kto osobiście znał Idę, wiedział, jaką była skromną i umiejącą dochować tajemnicy osobą. Jednakże, poproszona przez księży czy pielgrzymów o opowiedzenie im o Orędziach, przedstawiała wizje tak obrazowo, jakby przeżywała je na nowo.

Jeszcze nie na Kalwarii…

Kiedy Idzie zmarły, jedna po drugiej, trzy siostry, przypomniała sobie słowa Pani: „Ty, dziecko, będziesz musiała współpracować bez strachu i bojaźni. Będziesz cierpiała duchowo i fizycznie” (01.04.1951).
Nawet wtedy, gdy niezbyt chętnie o tym mówiła, niektórzy wtajemniczeni wiedzieli o demonicznych udrękach w ostatnich latach życia. W nocy z 4 na 5 kwietnia 1992 r. do sypialni Idy wszedł diabeł. Nie widziała go, bo stał w ciemności, jednak słyszała jego dobitny i okropny głos, którym mówił do niej: „Już ja się postaram o to, żeby skończyć z tobą i z twoim biskupem! A to światło, które widujesz, to nikt inny tylko ja”. Na to Ida odpowiedziała: „Wiem dobrze, że to Ona. Pani przychodzi zawsze w Świetle. Zastanawiające jest jednakże to, że ty przychodzisz zawsze wtedy, gdy jest ciemno i stoisz zawsze w ciemności!” I Ida wypowiedziała słowa modlitwy, której nauczyła ją Matka Boża. Wtedy diabeł wrzas-nął: „Już ja się o to postaram, żebyś nigdy więcej nie widziała tego światła!” i rzucił jej w oko małym kamieniem, który spowodował wielki ból. Wtedy odszedł. Oko Idy nabiegło krwią i spuchło. Rankiem następnego dnia Janni – zaufana pomocnica Idy w ostatnich latach jej życia – przemyła je wodą z Lourdes. Oko ropiało, ale nie było uszkodzone.
Innym razem znowu diabeł podrzucił Idę w górę na łóżku, mówiąc: „Jeszcze nie jesteś na Kalwarii”.
Rankiem 15 grudnia 1995 r. znaleziono Idę w sypialni, na podłodze obok łóżka. Miała posiniaczoną twarz. Jak później opowiadała, po-czuła nagle jakąś ciężką rękę na plecach, która rzuciła ją głową na podłogę. Ten upadek był tak silny, że można było widzieć jeszcze po ośmiu tygodniach wylewy krwi na jej twarzy. Podobnie jak Panu, podczas Jego Drogi Krzyżowej, tak również i Idzie dane było przed śmiercią trzy razy upaść.
28 maja 1996 r. biskup Bomers odwiedził Idę. Zadzwonił do drzwi, ale mu nie otworzono. Wiedział, że Ida była sama w domu, polecił więc powiadomić jej opiekunkę, żeby sprawdziła, co się stało. 90-letnia kobieta leżała bez ruchu na podłodze. Jakaś silna ręka wyrzuciła ją brutalnie z łóżka.
Cierpiała także na raka piersi, jednak bojąc się pobytu w szpitalu, bardzo późno poddała się operacji. Poważnie chorowała na serce.

Wkrótce zaprowadzę cię do mojego Syna

„Bądź zdrowa! Do zobaczenia w Niebie!” (31.05.1959) – to ostatnie słowa, jakie Pani wypowiedziała do Idy. Wiedziała, że umrze w 1996 r., gdyż 1 stycznia tego roku Pani powiedziała: „To jest twój ostatni rok. Już wkrótce zaprowadzę cię do mojego Syna. Twoje zadanie zostało spełnione”. Nieco później Ida zwierzyła się jednej z zaufanych osób: „Już długo nie pożyję. Jestem śmiertelnie chora. Dłużej nie przetrzymam!”.
31 maja 1996 r., w dzień przyszłego święta Współodkupicielki, zostało wydane, przez kompetentnych dla Amsterdamu biskupów Haarlemu – biskupa H. Bomersa i J.M. Punta, oficjalne zezwolenie na publiczne czczenie Maryi pod Jej nowym tytułem Pani Wszystkich Narodów. Przez dziesiątki lat, modląc się, Ida czekała cierpliwie na tę chwilę. Podobnie jak starzec Symeon, tak i 90-letnia widząca, prze-pełniona radością powiedziała: „Nareszcie stało się. Miałam to przeżyć i przeżyłam. Niech mnie teraz kochany Pan zabiera do siebie!”

Śmierć Idy

W środę 12 czerwca 1996 r. Ida przyjęła w głębokim skupieniu Namaszczenie Chorych z rąk ojca A. Korse. Głęboko wzruszyła go gotowość Idy na śmierć lub – jeśli byłaby taka wola Boga – na dalsze cierpienie.
Dwa dni później lekarz domowy nalegał, aby chorą, z racji jej wielkiego osłabienia, odwieźć do szpitala. Ida poprosiła Jannie, aby pomogła jej zejść na dół przed przybyciem karetki pogotowia. Przy schodzeniu obie kobiety spadły ze schodów. Po przewiezieniu do szpitala, podłączono ją do aparatury tlenowej, gdyż się dusiła. Rankiem 17 czerwca 1996 r. całkiem sama o godz. 4.15 oddała duszę w ręce Stwórcy.
20 czerwca 1996 roku, podczas pogrzebu, biskup Bomers wygłosił przemówienie. Powie-dział między innymi: “Pragnę tu powiedzieć, że znałem Idę dość dobrze. Wiele razy z nią rozmawiałem. Pierwszy raz przyszła do mnie sama, z własnej woli, aby porozmawiać o swoich sprawach. Myślę, że my wszyscy z łatwością możemy potwierdzić, iż Ida przy wszystkich przeżyciach, których doświadczyła, nigdy nie stała się świętą na niby. Była na wskroś trzeźwo myślącą – aż do ostatniego dnia i miała bardzo dużą niechęć do jakiegokolwiek czczenia jej osoby. Nie było o tym u niej mowy. To były dwie pozytywne cechy jej osobowości. My wszyscy znaliśmy ją naturalnie dobrze jako wesołą, żywą, uprzejmą do ostatniego dnia życia. Dla mnie bez żadnej wątpliwości jest pewne, że była absolutnie uczciwą osobą i mówiła prawdę o tym, co przeżywała. Przez całe życie była ukierunkowana na czczenie Maryi jako Pani Wszystkich Narodów. Myślę, że czczenie Maryi pod tym tytułem jest dzisiaj niezmiernie ważne i korzystne, gdyż żyjemy w czasach, w których narody tego świata wzajemnie się znają i utrzymują ze sobą kontakty. Tak jest z pewnością i w naszym kraju, a dotyczy to w szczególności tego miasta – Amsterdamu, w którym żyją ludzie prawie ze wszystkich krajów świata. Wszystkie te narodowości muszą umieć żyć ze sobą w miłości, harmonii i braterstwie…. czczenie Maryi jako Pani Wszystkich Narodów jest bardzo dobrym wyrazem oddawania czci. Czczenie Maryi pod tym tytułem uzmysławia nam fakt, że mamy wobec wszystkich ludzi tej ziemi, którzy nie znają Chrystusa, obowią-zek ich ewangelizowania.
Dlatego też ten nowy tytuł Maryi: Pani Wszystkich Narodów jest bardzo ewangelicz-nym tytułem. Przypomina nam o zadaniu, głoszenia Chrystusa wszystkim narodom.”
*
W sześć lat po śmierci Idy, 31maja 2002 r., biskup J. M. Punt uznał objawienia Najświętszej Maryi Panny w Amsterdamie jako Pani Wszystkich Narodów za nadprzyrodzone.

Opracowanie za: “Ida Peerdeman – prorokini XX wieku” za zgodą Witolda Wojciechowskiego.