Réné Lejeune
LACORDAIRE (1802-1861). Złotousty kaznodzieja, niepospolity umysł
SZKOŁA
Jean Baptiste Henri Lacordaire przychodzi na świat w Recey-sur-Ource, na Złotym Wybrzeżu – jak napisano w metryce „22 dnia miesiąca floreala, w 10 roku Republiki Francuskiej”.
Jego ojciec, Nicolas Lacordaire pracuje w służbie zdrowia. Uczestniczył on w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych, pełniąc funkcje chirurga w marynarce wojennej, by w końcu zostać lekarzem w Recey-sur-Ource. Matka jest córką adwokata z Parlamentu Burgundii. Ojciec umiera, gdy chłopiec ma cztery lata. W trzy lata później, matka, powodowana troską o należyte wykształcenie czterech synów, przeprowadza rodzinę z Recey do Dijon.
W Dijon, Henri uczęszcza do szkoły „cioci Marguerite”. Siostra Marguerite należy do Karmelitanek z Dijon, które zostały wypędzone ze swego klasztoru w 1790 r., u zarania pałającej nienawiścią do chrześcijaństwa Rewolucji Francuskiej. Aby zdobyć środki na utrzymanie, kilka karmelitanek otwarło szkołę pod kierownictwem s. Marguerite.
Mając dziesięć lat, uzyskawszy połowę stypendium, Henri rozpoczyna naukę w liceum w Dijon. Jako dwunastolatek przystępuje do Pierwszej Komunii Św. Wkrótce potem oddala się od wiary. Religijna matka gorliwie modli się o powrót syna do Boga. w szkole Henri odnosi duże sukcesy. W wieku 17 lat kończy liceum zdobywając nagrodę za dobre wyniki w nauce.
Interesują go studia prawnicze. Aby w przyszłości zostać adwokatem, zapisuje się na Wydział Prawa. Jako student, zwraca na siebie uwagę błyskotliwymi improwizacjami podczas cotygodniowych zajęć. Czyta Platona, Arystotelesa, Cycerona, Kartezjusza, Pascala, Bossueta i Kanta. Zachwyca się „Powiastkami filozoficznymi” Woltera, ale przeraża go bezbożność autora: „Bezbożność prowadzi do deprawacji, zepsucie obyczajów rodzi demoralizujące prawa, a rozwiązłość wiedzie narody ku niewolnictwu.”
Kończy studia z wyróżnieniem.
ADWOKAT W PARYŻU (1822–1824)
Jego matka podejmuje nowe wysiłki, aby zapewnić mu byt podczas paryskiego stażu. 30 listopada 1822 Henri Lacordaire składa przysięgę adwokacką przed Sądem w Paryżu. W tym okresie życia, wpływ matki i jej modlitwy, podobnie, jak lektura „Génie du Christianisme” Chateaubrianda („Geniusz Chrześcijaństwa”), odnoszą swój skutek. W sercu Henriego powoli odradza się wiara.
„Moja dusza jest na wskroś religijna, umysł zaś – nie dowierza. Ponieważ jednak naturą duszy jest podporządkowywać sobie umysł, pewnego dnia być może zostanę chrześcijaninem.”
Pogłębia on w sobie głos wiary:
„Religia chrześcijańska pochodzi od Boga, gdyż jest jedynym sposobem doskonalenia społeczeństwa – bierze pod uwagę wszystkie słabości człowieka i wszystkie uwarunkowania porządku społecznego.”
Podobnie jak La Mennais, dostrzega on opłakane skutki filozoficznego porządku społecznego. Należy przeciwstawić mu porządek religijny i jedynie katolicyzm staje tu na wysokości zadania.
W sądzie, jego zdolności i elokwencja zostają zauważone. Wszyscy przepowiadają mu wspaniałą przyszłość. Pewnego dnia po wysłuchaniu jego efektownej mowy obrończej, prezes trybunału zwraca się do pozostałych sędziów ze słowami: „Panowie, to nie Patru[1] , to Bossuet!”, na co Lacordaire odpowiada: „Naprawdę nie obchodzi mnie sława, nie rozumiem, dlaczego ludzie zadają sobie tyle trudu, by zdobyć coś tak niedorzecznego.”
Nawrócenie jest bliskie; młody adwokat pragnie zostać kapłanem: „Świat jest ciężko chory i wymaga leczenia; nie widzę nic, co można by porównać ze szczęściem służenia mu, pod opieką Boga, z Ewangelią i Krzyżem Jego Syna.”
KU KAPŁAŃSTWU
Udaje się do kurii, gdzie z całą serdecznością przyjmuje go Jego Ekscelencja arcybiskup de Quelen. Lacordaire zwierza się z zamiaru wstąpienia do seminarium, lecz także prosi o stypendium, dzięki któremu jego matka nie będzie już musiała ponosić ofiar. „Bronił pan w sądzie spraw przemijających, teraz weźmie pan stronę odwiecznej sprawiedliwości!” – powiada arcybiskup Paryża.
Lacordaire wstępuje do seminarium św. Sulpicjusza i jest tam szczęśliwy: „Nie możecie sobie wyobrazić, jak słodka jest moja samotność. Oto dar szczęścia na całe trzy lata!”
Pochłania go lektura Biblii: „Cóż za wspaniała księga i religia! Jaka niezwykła spójność, począwszy od pierwszych słów Starego Testamentu, aż do ostatnich wyrazów Nowego!”
22 września 1827 otrzymuje święcenia kapłańskie z rąk arcybiskupa de Quelen. Mianowany kapelanem w parafii Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, spędzi tam trzy lata. W 1828 zostaje także kapelanem liceum im. Henryka IV.
W swojej parafii, poza odprawianiem nabożeństw, uczy katechizmu 30 pensjonarek. W liceum katechizuje trzy klasy, spowiada i od czasu do czasu głosi kazania. Dostrzegając religijną obojętność młodych ludzi, podchodzi do swojej pracy z tym większą powagą i odpowiedzialnością.
Po Rewolucji z roku 1830, której skutkiem jest abdykacja Karola X, Lacordaire współpracuje z dziennikiem „Avenir”, założonym przez ks. La Mennais dla obrony wolności religijnej. Protestuje przeciw nominowaniu przez króla Ludwika Filipa trzech biskupów i musi odpowiadać za „podżeganie do nienawiści” przed trybunałem poprawczym, a nastepnie przed sądem przysięgłych. Lacordaire przyjmuje rolę swego własnego obrońcy i zostaje uniewinniony. Kontynuuje walkę w „Avenir”, dążąc do przywrócenia prawa do głosu katolikom francuskim.
Współpraca z dziennikiem angażuje go jednak coraz bardziej w debatę polityczną, wynikającą ze skomplikowanej sytuacji u szczytu władzy: po pierwszej Restauracji Burbonów następuje druga Restauracja z Karolem X i Ludwikiem Filipem I, która o kilka lat wyprzedzi proklamację II Republiki.
Na szczęście dla Lacordaire’a, żywot „Avenir” jest krótki. Ze swoimi 1500 prenumeratorami, dziennik przetrwa zaledwie do 15 listopada 1831. Lacordaire wróci do pracy, w której celuje – głoszenia wykładów.
W kolegium im. Stanisława Leszczyńskiego znajdzie audytorium rozentuzjazmowane jego artykułami. Ludzie gromadzą się, by „usłyszeć pochwałę katolicyzmu z ust syna ich epoki, który posługuje się współczesnym językiem, by odnaleźć drogę do umysłów i serc, swobodnie mówiąc o własnych uczuciach i przemyśleniach.”
W czasie Wielkiego Postu w latach 1835 i 1836, odnosi on wielkie sukcesy. Jak pisze „L’Univers”, „Wykłady ks. Lacordaire’a cieszą się taką popularnością i zainteresowaniem, że nawet pewien kolor nazwano «zielenią Lacordaire’a».” Ich najważniejszy plon, wzrasta jednak w sercach dorosłych i młodzieży, spośród których wielu, dzięki elokwencji kapłana, odnajdzie drogę do Kościoła Katolickiego.
Po trzynastym wykładzie, Lacordaire decyduje się opuścić swoich słuchaczy i wyjechać na trzy lata do Rzymu, by w samotności poświęcić się modlitwie i nauce. Zależy mu na tym, by „ostatecznie podporządkować duszę Bogu”.
RZYM, SERCE KOŚCIOŁA
W Rzymie wszyscy otaczają go przyjaźnią: jezuici, u których mieszka, kardynałowie, a także sam Papież. Po przyjeździe do Rzymu 31 maja 1836, zostaje przyjęty na specjalnej audiencji u Grzegorza XVI już 6 czerwca: „Abate Lacordaire!” – raduje się Papież na jego widok, a po ojcowsku kładąc mu ręce na głowie zapewnia:
„Wiem, że jesteś ważnym nabytkiem dla Kościoła Katolickiego!”
Żegnając się z nim, mówi: „Udzielam ci błogosławieństwa i proszę Boga, aby umocnił cię w dziele obrony katolicyzmu, którą na siebie wziąłeś!”
Okazja do wystąpienia w obronie Kościoła przydarzy się niebawem. La Mennais publikuje kłamliwy opis swoich relacji ze stolicą apostolską, zatytułowany „Sprawy Rzymu”[2] . Lacordaire odpowie mu „Listem o Stolicy Apostolskiej”, który, mimo że zaakceptowany przez Papieża, zostaje odrzucony przez arcybiskupa Paryża, z uwagi na to, co nazwie on „niepotrzebnym rozgrzebywaniem zaledwie przygasłych popiołów”.
Aby odzyskać pokój wewnętrzny po intensywnej walce, od 4 do 14 maja 1837 Lacordaire odprawia rekolekcje przy kościele św. Euzebiusza w Rzymie. Czuje powołanie do życia zakonnego i mimo obaw przed „poświęceniem swojej wolności przełożonym i regule” powraca do jednego ze swoich najważniejszych zamiarów życiowych, jakim jest przywrócenie Francji zakonu św. Dominika.
W tym czasie wciąż głosi wykłady, które cieszą się coraz większym powodzeniem i ujmuje słuchaczy swoją elokwencją.
REFUNDACJA ZAKONU KAZNODZIEJSKIEGO
Lacordaire wraca do Paryża pod koniec kwietnia 1848 i udaje się do klasztoru w Solemnes, gdzie znajduje poparcie opata, O. Guérangera. W bibliotece zapoznaje się z historią zakonu Dominikanów.
Przed wyjazdem do Rzymu, w którym przebywa generał Zakonu Kaznodziejskiego, Lacordaire składa wizytę arcybiskupowi de Quelen i opowiada o swoim życiowym marzeniu, by dokonać refundacji Zakonu Dominikanów we Francji: „Może właśnie Jego Ekscelencja zrealizuje ten zamysł.”
W Rzymie, wysiłki Lacordaire’a spotykają się z pełnym zrozumieniem zarówno Papieża, jak i generała Zakonu – ojca Ancaraniego, wielu kardynałów, a nawet ambasadora Francji.
Po powrocie do Paryża w listopadzie 1838, poświęca się redagowaniu dokumentu mówiącego o refundacji Zakonu Dominikańskiego: „Wierzę, że postępuję jak dobry obywatel i dobry katolik, przywracając Francji Zakon Kaznodziejski. Może już za dziesięć lat, mój kraj obecnie pogrążony w cierpieniu będzie mógł sobie tego pogratulować”.
Jego „Mémoire” zostaje wydana w czterech tysiącach egzemplarzy i wysłana do Izb, dzienników, prefektów, biskupów oraz wielu osób prywatnych. Nadchodzi czas, by wcielić projekt w życie. Dwóch kandydatów do nowicjatu od kilku miesięcy czeka na rozpoczęcie życia zakonnego.
Lacordaire przyjeżdża do Rzymu 29 marca 1839 w towarzystwie dwóch kapłanów. Zostają tam uroczyście przyjęci i uzyskują aprobatę najpierw kardynałów, potem, 4 kwietnia, samego Papieża, który błogosławi ich planom.
Wszyscy trzej rozpoczynają okres nowicjatu w klasztorze La Quercia. Mają jak najlepsze warunki. Zakon dąży do tego, by z powodzeniem rozwijać się na nowo we Francji. Aby spopularyzować wśród swoich rodaków postać św. Dominika, Lacordaire wydaje napisaną przez siebie biografię. Papież interesuje się bliżej tymi zabiegami: „Jest on zdecydowany uczynić wszystko, co może… martwi go niechętne nastawienie kilku biskupów” – czytamy w liście do Montalamberta.
12 kwietnia 1840 r., Lacordaire i ks. Redéguat składają śluby w obecności generała zakonu. W uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego 1840 roku, Lacordaire zaczyna głosić kazania w Saint-Louis-des-Français, w swoim habicie dominikańskim. Zamieszkuje na Awentynie, w klasztorze św. Sabiny słynącym z długiego pobytu w nim św. Dominika.
Tymczasem w Paryżu, ks. Denis Affre zastępuje w biskupiej posłudze zmarłego J. E. de Quelen.
Wiele bólu sprawi Lacordaire’owi także śmierć Brata Redéquat, 2 września 1840 r. Widzi w niej ofiarę złożoną z duszy, „która była z pewnością najlepiej przygotowana i najgodniejsza, by odejść do Boga i opowiedzieć Mu o nas”.
Umierając na gruźlicę pozostawia on współbrata samego wobec przyszłości wspólnoty francuskiej. Nominacja arcybiskupa Affre i nastanie rządu Guizota podniosą jednak Lacordaire’a na duchu. Postanawia on wrócić do Paryża:
„Dowiedzie, że odnowienie naszego zakonu nie jest mrzonką. Ludzie zobaczą nasz ubiór zakonny. Mam nadzieję, że nadal będę głosił kazania w habicie dominikańskim.”
POWRÓT DO PARYŻA
Tak, jak to zapowiedział, ubrany w habit i płaszcz dominikański, przemierza okolice Lyonu i ojczystą Burgundię. W Paryżu, przechodnie okazują zaskoczenie. Na początku stycznia arcybiskup wzywa go do siebie. 14 lutego Lacordiare odziany w białą szatę zaczyna głosić kazania w katedrze Notre-Dame. Tematem pierwszej homilii jest miłosierdzie względem ubogich, odwiedzanych przez „Towarzystwo im. św. Wincentego a Paulo”, założone i prowadzone przez jego przyjaciela, Ozanama. Katedra jest przepełniona – wśród około dziesięciu tysięcy osób znajduje się Minister Sprawiedliwości i Wyznań, ambasadorowie, parowie Francji, deputowani, a także sławni ludzie, tacy, jak Chateaubriand, Lamartine i Guizot.
Przez półtorej godziny, Lacordaire, z ogoloną teraz głową, naucza o „powołaniu narodu francuskiego do wiary”. Konkludując, przedstawia swój „odrodzony” zakon:
„Staję dzisiaj przed rzeszą słuchaczy, bez zuchwałości ale i bez obaw, w tradycyjnej szacie św. Dominika. Chciałbym wznowić działalność Zakonu Kaznodziejskiego i przywrócić jego habit mojemu krajowi”.
Prasa, także protestancka, zachwyca się kazaniem. Kolejnym tryumfem Lacordaire’a będzie „Żywot św. Dominika”, w którym komentatorzy dopatrują się „rewolucyjnego podejścia do hagiografii”.
Uszczęśliwiony pobytem w Paryżu, wyjeżdża do Rzymu, zabierając ze sobą pięciu nowych towarzyszy. Lękają się o jego życie, gdy zachoruje na ospę.
Doszedłszy do siebie, przybywa do Rzymu 7 kwietnia 1841 r. Razem z niewielką wspólnotą osiada przy kościele św. Klemensa. 19 kwietnia zostaje przyjęty u Papieża, który okazuje „wielką chęć ujrzenia go znowu”. „Ecco il predicatore!” – woła Grzegorz XVI i dodaje z uśmiechem: „Wy, Francuzi jesteście odważni, przedsiębiorczy, my zaś mamy inny charakter, zawsze próbujemy przewidywać przyszłość i to w dalekiej perspektywie. Mam nadzieję, że mimo długiego pobytu u nas, zachowałeś w sobie ducha narodu francuskiego.”
HABIT DOMINIKAŃSKI
Środowiska wrogie chrześcijaństwu rozpętują we Francji kampanię przypominającą o Instrukcjach z 1792, które zakazały noszenia jakiegokolwiek ubioru zakonnego. Lacordaire zamierza to zignorować: „Co do mnie, wyrzeknę się habitu jedynie w ostateczności.” Lęka się nie tyle rządu, co słabości niektórych prałatów rzymskich. W Bordeaux, arcybiskup zezwala mu mieć na sobie habit zawsze, także podczas głoszenia Słowa Bożego. Lacordaire będzie go nosił też w Nancy, jesienią 1842 r.
Jego marzeniem jest znaleźć się ponownie w katedrze Notre-Dame, by w dominikańskim stroju zakonnym głosić tam kazania adwentowe pod koniec roku 1843. Stanie się to możliwe i położy kres trwającym od dwóch lat sporom o habity.
Do rozwiązania pozostaje problem utworzenia we Francji domu zakonnego. Lacordaire nie chce dłużej być jedynym dominikaninem w swojej ojczyźnie.
Poważną przeszkodą na tej drodze jest niechęć króla Ludwika Filipa: „Jak mógłbym patrzeć przychylnie na refundację Zakonu rewolucyjnego!” Ultrakonserwatywny monarcha obawia się demokratycznych i liberalnych poglądów Lacordaire’a.
Ponieważ Francja okazuje się zamknięta na plany Lacordaire’a, postanawia on osiedlić Dominikanów w Sabaudii, która zostanie przyłączona do kraju w 1860 r. Mimo sprzeciwu króla, zmiany szybko zachodzące w państwie, w którym za wszelką cenę musi on utrzymać pokój, stwarzają nowe możliwości: Lacordaire zostaje zaproszony do Nancy i Strasburga. W uroczystość Zesłania Ducha Świętego 1842 roku, wprowadza się on do domu przeznaczonego dla niewielkiej wspólnoty, a ofiarowanego przez bogatego, świeżo nawróconego notabla z Nancy.
W 1843, po wygłoszeniu rekolekcji wielkopostnych w Grenoble, żywo zachęcany przez biskupa, nabywa on dawną Kartuzję w Chalais. 2 kwietnia, trzech Dominikanów osiada w klasztorze, mogącym pomieścić 50 mieszkańców. Władze niepokoją się. Lacordaire wytrzymuje burzę, jaka rozpętuje się nad jego głową; implantacja zakonu nie zostaje przerwana.
„Mamy teraz spokój w Chalais, gdzie pozostawiam Ojca Jandela jako przełożonego. We Francji jest nas już dziewięciu; oczekujemy, że następni zjawią się wkrótce” – te słowa przypieczętowują osiedlenie się Dominikanów we Francji.
3 grudnia 1843 r., Lacordaire powraca do głoszenia Ewangelii w paryskiej Notre-Dame, jak zwykle odnosząc olśniewające sukcesy.
KRÓTKI PRZERYWNIK POLITYCZNY
Nadchodzi rewolucja 1848 roku, która doprowadzi do abdykacji Ludwika Filipa i ogłoszenia II Republiki. Lacordaire podejmuje wyzwanie, jakim jest dla niego demokratyczny poryw. Wspólnie z Ozanamem zaczynają wydawać „Ere Nouvelle” – dziennik chrześcijańskiej demokracji. W Marsylii (gdzie znany jest już z płomiennych kazań), nie zgłosiwszy nawet swojej kandydatury, zostaje wybrany do Zgromadzenia Ustawodawczego. 4 maja, w swoim białym habicie, jest obecny wraz z całym Zgromadzeniem na dziedzińcu Pałacu Burbonów, w chwili proklamacji Republiki, od której oczekuje pełnego przywrócenia wolności religijnej. Ludność pozdrawia go entuzjastycznymi okrzykami. Począwszy od tego dnia, ubiór zakonny może być bez przeszkód noszony w miejscach publicznych. W Zgromadzeniu Lacordaire zabiera głos na krótko i zaledwie dwa razy. Nie czuje się powołany do kariery politycznej. 17 maja składa dymisję. Na szczęście, bo ofiarą czerwcowych zamieszek padną tysiące osób, wśród nich także J. E. Denis Affre.
2 września 1848 przestaje on też współpracować z „Ere Nouvelle”. Jego działalność polityczna trwała sześć miesięcy.
Lacordaie czyni rachunek sumienia przed Braćmi z Chalais: „Mam nadzieję, że w ciągu tych sześciu miesięcy spełniałem swój obowiązek względem religii i ojczyzny.”
Żal wywołany śmiercią arcybiskupa, koi wiadomość, że J. E. postanowił oddać dawny klasztor Karmelitów do dyspozycji Dominikanów, aby mogli oni ewangelizować dzielnicę. Lacordaire zamieszka w nim 15 października. W niedzielę wygłasza kazanie w kościele parafialnym, komentując przeznaczony na ten dzień fragment Ewangelii.
Od 1849 do 1851, ponownie głosi w Notre-Dame homilie na temat „Rządów Opatrzności w wymiarze nadprzyrodzonym”. 23 marca 1851, przemawia w katedrze po raz ostatni: „Doszedłem do połowy drogi, miejsca, w którym człowiek wyzbywa się ostatniego promienia młodości i zaczyna gwałtownie staczać ku niemocy i zapomnieniu” – mówi z ambony.
10 lutego 1853 wygłasza swoje pożegnalne kazanie w paryskim kościele św. Rocha: „Przemawiałem aż do tej pory, teraz moje milczenie powie jeszcze głośniej to, co wyraziły słowa. (…) Cierpię; zstępuję ku nieśmiertelności i mocy grobu.”
8 stycznia 1854, w katedrze św. Szczepana, po otwarciu klasztoru w Tuluzie, podsumowuje własną działalność kaznodziei, mówiąc o życiu ogólnie, uczuciach, życiu nadprzyrodzonym i jego wpływie na sprawy publiczne.
SCHRONIENIE W KRÓLEWSKIM KOLEGIUM W SOREZE
Przybywszy do Soreze, u stóp Montagne Noire w departamencie Tarn, Lacordaire wprowadza się do zakupionych właśnie budynków dawnej Szkoły Wojskowej otwartej w 1776. Pierwotnie mieściło się w nich opactwo, ufundowane w 758 przez Pepina Krótkiego. Lacordaire przywróci jej życie duchowe.
Równocześnie, dowiaduje się, że 2 lutego wybrano go do Akademii Francuskiej. Zostaje przyjęty pod Kopułą Mazarina 24 stycznia 1861, w obecności cesarzowej, całego rządu i tłumu osób pragnących usłyszeć złotoustego kaznodzieję. Lacordaire pojawia się przed nimi w habicie, z łańcuchem Legii Honorowej i Orderu Złotego Runa. Osłabiony przez trwającą od ośmiu miesięcy chorobę, wygłasza mowę pochwalną na cześć Tocqueville’a, którego miejsce ma zająć.
Wraca do Soreze w jeszcze gorszym stanie zdrowia. Swemu sekretarzowi, ojcu Seigneur, dyktuje „Notatkę o powrocie do Francji Braci Kaznodziejów”. Cel jego życia został w pełni osiągnięty. W ciągu 2 ostatnich lat przed śmiercią, jeszcze 62 razy odbędą się obłóczyny nowych zakonników i 43 osoby złożą wyznanie wiary.
W Soreze, uczniowie otaczają go prawdziwym kultem. Lacordiare umiera pośród nich, 21 listopada 1861 roku, mając 59 lat, opłakiwany w założonych przez siebie klasztorach: w Nancy, Chalais, Flavigny, Tuluzie, Saint-Maximin, Bordeaux i Dijon. W paryskiej Notre-Dame, ambona zostaje nakryta długim czarnym płótnem dla uczczenia pamięci kapłana, którego żarliwe słowa porywały tysiące dusz.
Umiłowanie Boga i Kościoła, idzie u Lacordaire’a w parze z umiłowaniem wolności, tak zszarganej przez Rewolucję i Cesarstwo:
„Wolność w centrum, jako siła; rozum u szczytu jako światło; sumienie – pomiędzy nimi, wszystkie trzy ściśle zjednoczone, za nimi natomiast – Bóg, który je ożywia tajemniczą mocą swego niewidzialnego Majestatu.”
Aby konkretnie realizować ten ideał, Lacordaire z całą bezwzględnością narzucał sobie umartwienia: jego płomienne słowa i niepospolity umysł nigdy nie pozwoliły pysze zagnieździć się w jego sercu.
Lacordaire jest świętym, wzorem do naśladowania dla swoich bliźnich. Jego doczesne szczątki spoczywają w krypcie kolegium w Soreze.
—————————————————
1 Patru (1604-81), adwokat paryski. Jego niezwykła elokwencja sprawiła, że w wieku 36 lat został mianowany członkiem Akademii Francuskiej.
2 Félicité de Lamennais (1782-1854), kapłan od 34 roku życia, początkowo zmaga się z obojętnością religijną i broni niezależności Kościoła od władzy państwowej. Razem z Lacordairem i Montalambertem wydaje „Avenir”. W późniejszym czasie zaczyna głosić rozdział Kościoła od państwa, mający gwarantować zachowanie wolności religijnej. Dąży do reform społecznych, które zostaną zrealizowane dopiero w następnym stuleciu. Potępiony przez Grzegorza XVI, zbyt dumny żeby się poddać, oddala się od Kościoła, padłszy ofiarą niezrozumienia i własnej pychy.