Marzia

Marzia u Papieża Jana Pawła II

MARZIA U PAPIEŻA

Marzia, dziewięcioletnia dziewczynka chora na AIDS, odeszła do Domu Ojca w nocy przed uroczystością św. Józefa w roku 1997. Ofiarowała Bogu swe cierpienia w intencji Miasta Życia planowanego przez Jana Pawła II. Księdzu Lelievre, który jej towarzyszył, powiedziała: „Będziesz miał dom, pomogę ci!”

Oto krótkie opowiadanie o niezwykłej wizycie małej Marzii u Ojca Świętego.

W kilka dni po I Komunii świętej Marzii, Angelo, jej dziadek, zwrócił się do mnie: „Marzia chciała cię o coś poprosić, zobacz, co mógłbyś dla niej zrobić.”

Po wejściu do jej sali szpitalnej, usłyszałem: „Przed śmiercią chciałabym pojechać do domu papieża. Zabierz mnie do niego!”

„Chyba nic nie stoi na przeszkodzie – odpowiedziałem – a dlaczego chcesz tam pojechać?”

„Bo jest papieżem, kocham go i modlę się za niego!”

Chwyciłem za słuchawkę telefonu i połączyłem się z Watykanem. Udało się. Marzia może pojawić się tam w środę 18 grudnia. Wyjaśniłem, kim jest dziecko, które chce zobaczyć Ojca Świętego, na co choruje, dlaczego nie może czekać. Marzia dotarła na miejsce w towarzystwie dziadków i swej lekarki pod sam koniec audiencji, by spędzić kilka chwil w obecności papieża.

Dni poprzedzające wizytę dłużyły się jej bardzo. Z jaką niecierpliwością wyczekiwała tego spotkania i bezpośredniej rozmowy! Nieco później dowiedziałem się, że ofiarowała część swoich cierpień za papieża, „chorego, tak jak ona”. Czas ten pozwolił Marzii wzrastać w modlitwie. Przystępowała do Komunii często i z jeszcze większą gorliwością. W miarę zbliżania się upragnionej chwili, twarz dziewczynki coraz bardziej promieniała radością, która udziela się całemu personelowi szpitalnemu.

Marzia wiedziała, że wkrótce umrze, a tygodnie jej życia na ziemi są policzone. Przygotowywała się więc, aby „odejść do Domu Ojca”. Była całkowicie pewna, że odwiedziny „w domu papieża” będą dla niej duchowym przystankiem na drodze do Nieba. Trzeba było widzieć naszą Marzię, jak zajmuje się sprawami, które „należą do jej Ojca”. W głębi duszy, podobnie jak św. Teresa z Lisieux, przypisywała ogromne znaczenie temu etapowi ofiary złożonej Bogu.

Jednocześnie, pomagała dziadkom, lekarzom i pielęgniarkom ze szpitala oraz mojemu sercu kapłana, przyjąć konieczność rozstania, ów akt zawierzenia i wyzucia się z wszystkiego, zachęcając nas, byśmy z większą uwagą kierowali na co dzień wzrok naszej duszy ku Niebu, które jest domem Ojca. Podczas tych długich rekolekcji, trwających od dnia jej Pierwszej Komnii (1 grudnia 1996) do śmierci (noc poprzedzająca uroczystość św. Józefa w 1997), to ona udzielała nam nauk, które zapadały głęboko w nasze serca. Dni te zostały nam dane, abyśmy ujrzeli Oblicze Jezusa w osobie Jana Pawła II i odnaleźli się w samym sercu Kościoła. W tym czasie, Marzia jeszcze więcej modliła się za papieża, zwłaszcza na różańcu.

Dziadkowie przygotowali dla niej świąteczny strój. Marzia lubiła ubierać się ładnie, gdy nadarzała się stosowna okazja; była nawet nieco kokieteryjna, jak wiele dzieci w jej wieku: „Co mam założyć, babciu? Muszę pięknie wyglądać!”

Wiadomość o tym, że Marzia zobaczy Ojca Świętego rozeszła się lotem błyskawicy. W przeddzień tego spotkania dziewczynka była w euforii, a cały szpital – wraz z nią. Wszyscy, najbardziej jednak mali pacjenci i personel oddziału pediatrycznego, na którym przebywała, cieszyli się jej szczęściem. Inne dzieci przychodziły ją odwiedzać, marząc, że one także będą mogły kiedyś doświadczyć tej ogromnej radości. Barbara, jedna z nich, spotkała się potem z Ojcem Świętym 1 kwietnia 1998 r.

Ponieważ Marzia była już tak osłabiona, że nie mogła sama utrzymać się na nogach, we wtorek wieczorem pielęgniarki pomogły jej wykąpać się pod prysznicem. Ubranie i napisany przez nią list czekały już na uroczystą chwilę.

Gdy wszedłem do jej sali szpitalnej, zastałem tam dziadków Marzii i w szczegółach opowiedziałem im, co będziemy robić nazajutrz.

W nocy z wtorku na środę dziewczynka z przejęcia prawie nie zmrużyła oka. Rano, dyrektor szpitala zjawił się u niej, by wyrazić swoją radość z powodu rychłych odwiedzin „w domu papieża”. Zeszliśmy z pierwszego piętra, na którym znajduje się oddział pediatryczny i wsiedliśmy do samochodu Angela, jej dziadka. Zdawało nam się, że razem z nią, cały szpital duchowo towarzyszy nam w drodze do serca Kościoła, by spotkać tam Ojca Świętego. Angelo prowadził, Marzia siedziała z tyłu obok swojej babci, Rity.

Dojechaliśmy do Watykanu i zaparkowaliśmy samochód. Ponieważ do audiencji pozostało jeszcze trochę czasu, udaliśmy się do groty Matki Bożej z Lourdes w ogrodach watykańskich. Lubię to miejsce. Niosłem Marzię na rękach, gdyż dla wycieńczonej chorobą dziewczynki chodzenie było zbyt męczące. Przed grotą, powierzyliśmy Matce Bożej wszystko, co Marzia „miała w swoim sercu”. Odmówiliśmy pięć „Zdrowaś Mario” i przez kilka minut trwaliśmy w milczeniu. Podczas tej intensywnej modlitwy wszyscy, niemal fizycznie doświadczyliśmy obecności Matki Bożej. Była z nami, tuliła nas do serca, pocieszała, opowiadała o nas swojemu Synowi i pozwalała nam odczuć swoją macierzyńską miłość. Nigdy nie zapomnę tej modlitwy do Najświętszej Maryi Panny w obecności Marzii.

Co działo się w jej duszy? Co powiedziała jej Maryja? Marzia wiernie chowała wszystkie te wspomnienia w swoim sercu. Po modlitwie przed kopią Groty z Lourdes udaliśmy się do Ojca Świętego. Oczy Marzii jaśniały. Wszyscy zebrani wokół Papieża, zostali uprzedzeni i potraktowali Marzię z wyjątkową uwagą i delikatnością. Zostaliśmy przyjęci natychmiast po naszym wejściu do sali Pawła VI od strony kulis.

SPOTKANIE DWÓCH SERC

Marzia opuściła ramiona niosącego ją dziadka i uczyniła olbrzymi wysiłek, by na własnych nogach przejść kilka kroków w stronę papieża. Wreszcie mogło rozpocząć się spotkanie, na które tak czekała.

Zdumiewające spotkanie dwóch płomiennych dusz, zanurzonych w nieskończonej światłości Jezusowego Serca, w samym sercu Kościoła. Gdy Jan Paweł II po raz pierwszy objął Marzię swymi ojcowskimi ramionami, wzruszenie ogarnęło wszystkich świadków tej sceny. Papież uczynił znak błogosławieństwa; dziewczynka przyjęła je z żarliwą wiarą.

W dużym skrócie opowiedziałem Ojcu Świętemu o Marzii i jej życiu. Słuchał uważnie, jak zawsze. Zaraz potem pochylił się nad dzieckiem po raz drugi i przygarnął je do siebie. Ileż ojcowskiej miłości było w tym uścisku, jak wielkie braterstwo dusz! Dwa serca doskonale zjednoczone z Chrystusowym Krzyżem, dwie dusze w niewypowiedzianej komunii. Na twarzy Ojca Świętego odmalowało się wielkie wzruszenie; Marzia zdawała się przeżywać ekstazę. Papież przytulał dziecko do serca. Marzia była niczym „umiłowany uczeń” Chrystusa; jej głowa spoczywała na sercu Piotra, ziemskiego Zastępcy Chrystusa, sercu Dobrego Pasterza. Mogła teraz usłyszeć jego bicie. „Ta jest moją córką umiłowaną, w niej mam upodobanie”.

Twarz Marzii doznała przemienienia. Próbowałem ukryć głębokie uczucia, jakich doświadczałem, ale nie udało mi się to. Następnie, Papież przywitał dziadków Marzii, Angela i Ritę, oraz jej lekarkę, Rosę. Wyszliśmy z sali audiencyjnej w zupełnej ciszy. Dane nam było przeżyć chwile, które zbliżyły nas do Wieczności.

Stella Maris, grudzień 2003, str.11-12

Przekład z franc.: A.L. za zgodą Wydawnictwa du Parvis. Stella Maris jest pismem religijnym wydawanym w Szwajcarii, w języku niemieckim i francuskim, podejmującym m. in. problematykę współczesnych objawień.