ŚWIĘTY JAN MARIA VIANNEY, proboszcz z Ars
NAJSZCZĘŚLIWSZY DZIEŃ ŻYCIA
Przyszedł na świat w biednej rodzinie wieśniaczej w Dardilly, blisko Lyonu, w dniu 8 maja 1786 roku. Wkrótce od daty tej minie 220 lat. Z dwóch imion, nadanych na Chrzcie Świętym, zwłaszcza to drugie – MARIA – będzie nieprzerwanie i znacząco obecne w Jego życiu od najmłodszych lat i w ponad 40-letniej służbie kapłańskiej. Już w dorosłym życiu powiedział kiedyś, że uwielbienie Matki Jezusa miało swój początek w kołysce. Podobnie jak u Sługi Bożego, Jana Pawła II, można u Jana Marii określić je tymi dwoma, krótkimi słowami: Totus tuus! Cały Twój!
Pierwszą Komunię świętą Jan Maria przyjął potajemnie w latach okrutnej, krwawej, niszczącej Kościół Rewolucji Francuskiej.
Pierwsze kroki na wymarzonej od dzieciństwa drodze do kapłaństwa, okazały się dla przyszłego Świętego proboszcza z Ars niezwykle trudne. Pochodząc z małej i biednej wioski, nie potrafił dorównać innym wiedzą i wykształceniem. Niewzruszoną wiarą i uporem zdołał jednak osiągnąć cel, mimo iż dwukrotnie odmawiano mu przyjęcia do seminarium. Święcenia kapłańskie przyjął w roku 1815, po czym niedostatki wiedzy przez trzy lata uzupełniał jako wikary u boku proboszcza-nauczyciela w Ecully.
Prawdziwy przełom i nowy etap w życiu nastąpił w roku 1818, kiedy powierzono mu probostwo i parafię w Ars, z duchowo zaniedbaną gromadą wiernych, którym służył aż do śmierci, przez 41 lat. W krótkiej notce biograficznej czytamy:
„Żyjąc w wielkim ubóstwie, oddając się surowym postom, niezwykłym wyrzeczeniom oraz wytrwałej modlitwie, zaczął z wolna odradzać zobojętniałych parafian. Posiadał dar czytania w ludzkich sumieniach i przepowiadania przyszłości. Słynął jako spowiednik, w konfesjonale spędzał dziennie kilkanaście godzin. Jego świętość przyciągała tysiące pielgrzymów nawet z dalekich stron”. (Leksykon Świętych, autorstwa ks. Niewęgłowskiego)
Cześć dla Matki Jezusa była zarówno w jego życiu jak również w duszpasterskiej służbie czymś niezwykłym. Od pierwszych lat tej służby zadbał, by w każdej rodzinie znajdowała się figurka Matki Bożej oraz aby Jej wizerunek wraz z dedykacją proboszcza Jana Marii. Tak bowiem zwykł zawsze siebie nazywać, pomijając nazwisko. W roku 1836 powierzył Niepokalanej całą parafię, wszystkich parafian. W tym samym czasie na obrazie Matki Bożej umieścił duże serce z pozłacanego srebra, w którym po dzień dzisiejszy zachowana jest jedwabna wstęga z nazwiskami wszystkich ówczesnych parafian z Ars.
W 8 lat później na frontonie kościoła umieścił wielką figurę Najśw. Maryi Panny.
Wypada przypomnieć, iż cześć Matce Bożej Niepokalanie Poczętej oddawano począwszy od VIII wieku po narodzeniu Chrystusa, a cały wiek później, spontanicznie czczono wybraną przez Boga na Matkę Jezusa, urodzoną bez zmazy grzechu pierworodnego – również w Anglii, Irlandii, Neapolu. Papieską zachętę do nabożeństw ku czci Marii Niepokalanej przekazał wiernym Sykstus V, natomiast Papież Klemens XI dopiero w 1708 roku włączył dzień czci dla Niepokalanej do obowiązującego kalendarza świąt Kościelnych. Czegoś jednak wciąż jeszcze brakowało…
Właściwą rangę w całym Kościele zyskała Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny od dnia 8 grudnia 1854 roku, kiedy Papież Pius IX ogłosił dogmat O Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Dla proboszcza Jana Marii z Ars ten właśnie dzień, już wcześniej wspomniany, stał się w jego życiu – najszczęśliwszym.
Biograf Świętego, F. Trochu, którego dzieło zostało wysoko ocenione i nagrodzone, tak o tym pisze:
„Mimo zmęczenia, miał już wówczas 68 lat, proboszcz Jan Maria odprawił w nowym i przepięknym ornacie, uroczystą mszę świętą – w jak nigdy dotąd przepięknie ozdobionym kościele. Po nieszporach, w ogrodzie otaczającym kościół, nastąpiło poświęcenie figury Niepokalanej Marii. W godzinach wieczornych wieża i fronton kościoła ukazały się licznie zgromadzonym jasno oświetlone, podobnie jak wszystkie domy w Ars – co również zdarzyło się po raz pierwszy. Podczas wieczornego nabożeństwa, proboszcz raz jeszcze zabrał głos:
– Jakież to szczęście, jakie szczęście! Zawsze uważałem, że w świetlistej aureoli otaczającej Pannę Maryję brakuje jeszcze tego jednego promyka, potwierdzającego prawdę o Jej niepokalanym poczęciu. Nie mogło stać się inaczej… ten brak należało uzupełnić!
Zanim proboszcz wraz z wiernymi udał się w obchód wioski podziwiając jasno oświetlone domy, udał się jeszcze do kościelnej wieży i nie prosząc nikogo sam rozkołysał kościelne dzwony. Ich donośny dźwięk rozbrzmiewał tak długo i daleko, że z sąsiednich parafii przybiegli wierni sądząc, że Ars płonie… Istotnie, ale była to płomień radości.
W życiu proboszcza z Ars był to najszczęśliwszy dzień życia. Dobiegał wieku 70 lat, lecz w tym właśnie dniu zdawał się o 20 lat młodszy. Sprawiał wrażenie dziecka, które z niekłamaną radością cieszy się z triumfu własnej matki.
Już wcześniej, kiedy proboszcz znał zapowiedź rychłego ogłoszenia papieskiego dogmatu, parafianie mogli usłyszeć szczere wyznanie proboszcza:
– Móc Matce Bożej coś ofiarować, byłbym zdolny samego siebie sprzedać. Tak… wystawiłbym siebie na sprzedaż!
W pięć lat później, w dniu 4 sierpnia 1859 roku, wyczerpany nadludzką pracą i licznymi umartwieniami ks. proboszcz z Ars, Jan Maria Vianney, odszedł po zasłużoną nagrodę w niebie. Pius X beatyfikował go w roku 1905, dwadzieścia lat później Papież Pius XI zaliczył go do grona Świętych. Ogłoszony został też patronem wszystkich proboszczów.
Oprac.: Bogusław Bromboszcz