Duchowe oddziaływanie

W związku z kanonizacją Ojca Pio (1887-1968) Stella Maris przedstawiła rozmaite artykuły z życia znanego kapucyna, stygmatyka z San Givanni Rotondo. Obecny tekst jest fragmentem książki jednego z jego biografów Ennemonda Boniface pt. Ojciec Pio – ukrzyżowany (Francuskie wyd. Table ronde, 1966, nakład wyczerpany)

DUCHOWE ODDZIAŁYWANIE ŚWIĘTEGO OJCA PIO

DAR SKUPIENIA I MODLITWY DLA LUDU

Ci, którzy nigdy nie uczestniczyli we Mszy św. sprawowanej przez Ojca Pio, nie wiedzą, co oznacza – w odniesieniu do zgromadzonych na niej ludzi – słowo: gorliwość.

Oczywiście widziałem w różnych miejscach, zwłaszcza pielgrzymkowych, tłumy modlące się nabożnie. Często byłem tym zbudowany, czasem – wzruszony, lecz nigdzie i w żadnych okolicznościach, nie było mi dane zauważyć równocześnie takiej wspólnotowej jednomyślności kościelnego zgromadzenia, zjednoczonego w jednej intencji i z tą samą uwagą do tego stopnia, że było zaiste jednością i zgodnością prostą, głęboką, pewną, widoczną, całkowitą – z celebrującym.

Przez całe swe kapłańskie życie Ojciec Pio przez swe wzniosłe odprawianie Mszy św. dawał zakosztować wielkości tajemnicy Mszy św., lecz ze swej strony tłumy w San Giovanni Rotondo ukazały, czym może być uczestnictwo naprawdę skuteczne w Ofierze Pana, odnawianej każdego dnia na ołtarzu dla zgładzenia naszych grzechów.

Było uderzające zauważenie, jak ten żywiołowy tłum, złożony w większości z wylewnych Włochów, którzy nie stronili do szamotania się i głośnych rozmów, a nawet przepychania się, aby zająć najlepsze miejsca, nagle nieruchomiał w głębokim, całkowitym milczeniu, gdy Ojciec Pio podchodził do ołtarza. Od tej chwili zespalał się z nim, w tak oczywistej chęci współuczestnictwa, że tylko jedno słowo mogłoby to wyrazić, gdyby nie to, że ma ono szczególne liturgiczne znaczenie, to znaczy: koncelebrowanie.

A to, co jest najbardziej godne podziwu w tym zachowaniu, to fakt, że trwało ono nawet wtedy, gdy choroba, wyczerpanie i dolegliwości zmusiły Ojca Pio do odprawiania Mszy św. w pozycji siedzącej, w niemal całkowitym znieruchomieniu i tak cichym głosem, że nawet najbliżej stojący już nie słyszeli obrzędowych modlitw. W każdym razie to właśnie obserwowałem w dniach, które poprzedzały jubileusz stygmatyzacji Ojca. Miałem wrażenie, że to człowiek umierający, który pragnie jeszcze odprawić swą Mszę św. i niestety tak właśnie było. Częściej go noszono niż podtrzymywano, po podniesieniu go z wózka inwalidzkiego, który od dawna służył mu do przemieszczania się. Kiedy już usiadł na specjalnie dla niego wykonanym krześle, pozostawał podparty łokciami o ołtarz i poruszał już jedynie dłońmi, powolne ruchy wykonywał też przedramionami. W dodatku ograniczał te kilka ruchów do minimum. Nawet nie odwracał głowy, aby czytać z mszału, który mu przedstawiano w stosownym momencie.

Nie można zatem powiedzieć, że jego celebracja miała coś z widowiska. Skąd więc pochodziła ta postawa, zawsze wspaniała, zgromadzonych? Była wywołana niezwykłym odczuciem obecności Ojca Pio, nie tylko widocznej dla zgromadzonych, lecz głęboko odczuwanej przez każdego z obecnych.

W San Giovanni Rotondo, nie tylko obecność samego Ojca Pio, tak intensywnie odczuwana, nawet poza Mszą św., wystarczała, aby natchnąć do wyciszenia i ułatwić osobistą modlitwę, lecz równocześnie narzucała nieodparcie odczucie innej Obecności, wobec której można jedynie klęczeć ze złożonymi rękoma…

Ojciec Pio był przede wszystkim świętym. Zapomnieli o tym niemal wszyscy ci, którzy nazajutrz po jego śmierci rozprawiali jedynie o nadzwyczajnych zjawiskach, związanych z jego osobą. Zapomnieli, że miały one za cel przyciągnąć uwagę na jego cnoty, jego działanie, jego przesłanie. Życie, męka i śmierć Ojca Pio, przypomniały współczesnemu światu prawdy dla niego już niezrozumiałe, gdyż świat o nich zapomniał, a ci, którzy powinni o nich nauczać, też o nich nie pamiętają.

PRAWDZIWY MISTYK

Niezrozumienie tajemnicy Ojca Pio dotyczyło nie tylko wielkiej publiczności, której można wybaczyć, że nic nie słyszała, ale i wielkiej liczby kapłanów, zakonników wobec przypadku tak wzniosłego i czysto mistycznego, jakim był Ojciec Pio. Podąża się za tym jedynie, co „cudowne”, co wzbudza ciekawość, co zaskakuje lub zadziwia. Nie szuka się jednak zrozumienia tego, co się za tą „cudownością” kryje i tego, co ona oznacza.

Trzeba więc pamiętać, że w zakonie, jakiego członkiem był Ojciec Pio, stał się on przede wszystkim całkowicie i w sposób pełny: mistykiem, zakonnikiem, kapłanem. W tej potrójnej jakości „znał jedynie Jezusa i to Jezusa ukrzyżowanego” (por. 1 Kor 2,2).

Idąc za słowami św. Pawła pragnął „uzupełnić w swoim ciele to, czego nie dostaje męce Chrystusa” (por. Kol 1,24). Aby uczestniczyć w Jego misji Odkupiciela świata musiał uczestniczyć w Jego Męce. Całe życie trwał dobrowolnie na krzyżu.

Życie Ojca Pio jest więc prostą linią połączone z tradycją mistyki chrześcijańskiej i tak dalekie, jak to tylko możliwe, od teorii teihardowskich o zbawieniu świata przez ewolucję.

Życie jak i zasadnicze dzieła znanego kapucyna zostały już opisane w licznych książkach. Mając 11 lat, podczas długiej wizji, którą opisał przez posłuszeństwo wobec kierownika duchowego, miał objawienie, że całe jego życie powinno być poświęcone Bogu, że będzie musiał znosić straszliwe walki z szatanem, lecz Jezus Chrystus będzie przy nim.

Na jedności z Chrystusem, w której trwał przez całe swe życie i dzięki której otrzymał niezwykłe charyzmaty, zasadzało się ogromne duchowe oddziaływanie Ojca Pio na każdego, kto o nim słyszał lub kto go spotkał.

STYGMATYK

To, co najprawdopodobniej najbardziej przyciągało do niego ludzi, dodając jego Osobie – słowom, radom, czynom – dodatkowej mocy, to oczywiście stygmaty.

20 września 1918 r., w wieku 31 lat, zakonnik został w czasie wizji nagle naznaczony pięcioma ranami Ukrzyżowania. Przeciwnie do tego, co czasem się pisze, nikt nie był świadkiem tego wydarzenia, które na tak liczne, dramatyczne sposoby opisywano. W czasie, gdy do tego doszło, klasztor był opustoszały. Ojciec Pio rozmyślał w kaplicy o Męce Chrystusa. To, co się stało, było wynikiem wcześniejszych wydarzeń tego wspinania się Ojca na szczyt stygmatyzacji.

W sierpniu 1910 r. otrzymał stygmaty niewidoczne: odczuwał czasowo boleści Ukrzyżowania w dłoniach, stopach i boku, lecz nie było żadnego ujawniającego to zewnętrznego znaku na jego ciele.

6 sierpnia 1918 r. Ojciec Pio przeżył przebicie serca. 15 dni później miała miejsce jego całkowita widoczna stygmatyzacja, która trwała przez 50 lat.

Dzień 20 września 1968 r. wyznaczał zatem 50-lecie noszenia na ciele Ojca znaków Męki Chrystusa. Data bardzo ważna w historii Kościoła, nie tylko z tego powodu, że Ojciec Pio był pierwszym kapłanem-stygmatykiem – św. Franciszek bowiem był tylko diakonem – lecz również po raz pierwszy stygmaty bez przerwy trwały przez 50 lat.

W trzy dni po tej rocznicy odszedł po wieczną nagrodę do Pana – 23 września 1968 roku. Jego duchowe oddziaływanie trwa jednak nadal. Pozostał na zawsze obecny w Kościele, blisko braci i sióstr, którym służył, jak umiał najlepiej przez całe swe życie.

Ennemond Boniface

Stella Maris, czerwiec 2002 str. 24-25. Przekład z franc. za zgodą Wyd. du Parvis