Św. Ludwik M. Grignion de Montfort

René Lejeune

ŚWIĘTY LUDWIK MARIA GRIGNION DE MONTFORT – UKRZYŻOWANY APOSTOŁ

ŻYCIE ŚW. LUDWIKA
Jesień 1692: 19-letni młodzieniec kroczy drogą do Paryża. Ma na sobie piękne nowe ubranie, a w kieszeni czuje ciężar dziesięciu złotych talarów. Droga jest długa. Młody człowiek ma do pokonania 300 kilometrów w czasie dwóch niekończących się tygodni.
I oto drogę zachodzi mu biedak o nędznym wyglądzie i błagalnym spojrzeniu. Młodzieńcowi widok ten rozdziera serce. Opróżnia kieszeń i podaje biedakowi dziesięć złotych talarów.
Ludwik Maria Grignion de Montfort był przekonany, że swój skarb powierzył samemu Jezusowi. Powziął decyzję, w sposób wolny, że wyrzeknie się wszystkiego, a oblecze się w Chrystusa. Ludwik Maria jest jeszcze bardzo młody, lecz jak orzeł wzbija się już na olśniewające szczyty świętości.
Nieco później spotyka drugiego nędzarza. Ma bose stopy, odziany jest w łachmany. Ludwik Maria posiada jeszcze tylko swoje całkowite oddanie Bogu i… nowe ubranie. Niechże i to się nie liczy! Zdejmuje ubranie i zamienia je na strzępy odzienia nieszczęśnika. Potem idzie dalej drogą, lekki jak ptaszek, z rozśpiewaną duszą…
Cel podróży: seminarium św. Sulpicjusza w Paryżu. U kresu podróży przyjmują go w przybudówce, w której gromadzą się synowie ubogich rodzin…
Ludwik Maria płonie jedynym pragnieniem: zostać kapłanem. Opuściwszy Montfort-la-Cane[1] odbył połowę drogi dyliżansem. Drugą część – naśladując Jezusa w jego wędrówkach – przebył pieszo. Za sobą pozostawił ojca, adwokata Jana Chrzciciela Grignion i matkę – łagodną, spokojną, otoczoną gromadką dzieci. Joanna Grignion wydała na ich świat 18, przeżyło – jedenaścioro[2]. Rodzina ma często pustą sakiewkę.
Niezależnie od tych materialnych niedostatków, Ludwik Maria zakochany w Absolucie, złożył ślub nie posiadania nigdy niczego. Ubóstwo ewangeliczne, oto jego bogactwo! W łachmanach, zmuszony żebrać na długiej drodze do Paryża, młody Bretończyk czuł jak wyrosły mu skrzydła. Czyż nie jest cały w rękach Ojca Niebieskiego?

SULPICJAŃSKIE PIĘTNO
Cały Grignion de Montfort jest w tym niewiarygodnym epizodzie na drodze do Paryża. I cała Ewangelia w najwyższym stopniu. Żarliwa dusza, wiara, która góry przenosi. Ten typ świętych wzbudza pytania i prowokuje wrogie reakcje ze strony tych, którzy zamykają się w młynie rutyny i przyzwyczajenia. Ludwik Maria szybko się o tym przekona.
Tak wstępuje do Seminarium św. Sulpicjusza.
Towarzystwo Kapłanów św. Sulpicjusza zostało założone w odpowiedzi na dalekie echo postanowień Soboru Trydenckiego (1545-63), który podkreślił pilność solidnej kapłańskiej formacji.
To tak w 1641 roku Jan Jakub Olier (1608-57), proboszcz u św. Sulpicjusza założył przy tym kościele pierwsze seminarium. Wkrótce oddziaływało ono na wsze strony. Soborowe przynaglenie zakorzeniło się w katolicyzmie, we Francji, choć proces głębokich reform jest zawsze powolny[3]. Zawsze najpierw musi skrystalizować się w duchu, w sercach. W tej epoce zrodziła się we Francji wspaniała konstelacja owocnych fundacji: Oratorianie, Eudyści, Zgromadzenie Dobrego Pasterza, Małe Siostry Ubogich, Lazaryści, Siostry św. Wincentego a Paulo. Konstelacja ta powstaje idąc śladem francuskiej szkoły duchowości. Jest ona prosta: ukazywać Jezusa społeczeństwu takiemu jakie jest, a Jego – takim jaki On jest. W Nim dotykamy Boga, widzimy Go. On do nas mówi. Historia ludzkości jest nie czym innym, jak powolnym, bolesnym, promiennym budowaniem mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa. Dlatego trzeba niestrudzenie głosić Jezusa i Jego Dobrą Nowinę, uczynić dotykalną miłość Jezusa do każdego człowieka, kimkolwiek jest.
Daleko stąd do abstrakcyjnych spekulacji teologicznych. Ludwik Maria nasyca się tą duchowością w sposób dla niego charakterystyczny – to znaczy radykalny. Przez osiem lat otrzymuje sulpicjański odcisk. Wykuje pod nim spójność swego życia duchowego. „Tylko Bóg”: to jego dewiza. To oznacza oderwanie się od stworzeń, słuchanie Ducha Świętego, który w nas chce tego, czego pragnie Bóg (por. Rz 8,26n). W ciągu tych lat, spędzonych w Paryżu, rodzi się i wzrasta w jego sercu pasja, która dosłownie go pochłonie: płomień misyjny. Oderwać się od stworzeń nie oznacza odwrócić się od nich, a jeszcze mniej: ignorować, lecz kochać je w Bogu, tak jak Stwórca je kocha, takimi jakie są.
Przez 4 pierwsze lata u św. Sulpicjusza Ludwika Marię prowadzi wymagającą drogą duchowy kierownik, zgodnie ze wskazówkami M. Oliera, założyciela. Począwszy od roku 1696 raczej wytrąca go z równowagi niż kieruje nim M. Leschassier, narzucając wychowankowi swe psychologiczne piętno moralizatorskie. Przypada to na promienne lata, gdy zamieszkuje w Ludwiku ogień wiary. M. Leschassier stawia sobie pytanie, czy Ludwik jest prowadzony przez ‘dobrego ducha’, choć robi na nim wrażenie wspaniałomyślność seminarzysty. Mimo to wkład sulpicjański w to, co stanie się duchowością montfortiańską jest znaczący. Między innymi koncentruje na Chrystusie maryjną pobożność odziedziczoną w środowisku rodzinnym i bretońskim. Pogłębia ją w zetknięciu z takimi autorami maryjnymi jak P. Poiré, którego dzieło mówi o roli Maryi w łonie Trójcy Świętej lub M. Boudon, archidiakon Evreux. Rozmyśla nad jego dziełem pt. Tylko Bóg albo Święte Niewolnictwo Godnej Podziwu Matki Boga. W budowli pobożności maryjnej św. Ludwika przybywają kolejne warstwy. Powstanie dzięki temu pobożność maryjna silna, ludowa, która będzie nosić jego piętno i oświetli niezliczone dusze aż do naszych dni.

PRAWDZIWE NABOŻEŃSTWO DO NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY
Dwa największe dzieła, które opublikuje św. Ludwik Maria są poświęcone Matce Jezusowej: Tajemnica Maryi oraz Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny.[4]
Wybrana na Matkę Zbawiciela, Maryja stała się przez to Matką wszystkich odkupionych. Kochać Ją to kochać Chrystusa. Miłość Maryi nie ma innego zadania, jak prowadzić do Jezusa – to podstawa każdego nabożeństwa. Poświęcenie się Maryi jest w swej istocie poświęceniem się Jezusowi przez Jego Najświętszą Matkę. Maryja szuka jedynie tego, by upodobnić powoli Swe dzieci do Jezusa. Jesteśmy naprawdę synami i córkami Maryi w takim stopniu, w jakim upodobniamy się do Jezusa. Od początku misji Swego Syna Maryja wskazała drogę upodobniania się do Niego mówiąc: „uczyńcie wszystko, co On wam powie” (por. J 2,5). Poświecić się Maryi to żyć w uzależnieniu od Niej, by być prowadzonym pewniej, drogą najkrótszą do Jezusa. To czynić wszystko, przedsiębrać wszystko każdego dnia z Maryją, w Jej matczynym cieniu. Dusza doświadczona używa wreszcie słowa „my” – stale jest bowiem w obecności Maryi. Wynika z tego zażyłość nieskończenie słodka. Natura Maryi oddziałuje z każdym dniem na naturę Jej dzieci. I jak Matka cieszy się widząc dzieci przypominające coraz bardziej Jezusa, tak Pana napełnia radość, kiedy odkrywa stopniowo u nich charakterystyczne cechy Swej Najświętszej Matki. Żyć w takiej zażyłości z Maryją, to postępować wielkimi krokami po drodze świętości. To odbijać coraz bardziej intensywnie w swym życiu i oddziaływać na innych jedyną świętością Bożą. Człowiek osiąga ją naśladując Jezusa, Boga wcielonego. Maryja prowadzi Swe dzieci do Jezusa tak pewnie jak koryto rzeki prowadzi wody do oceanu.
Oto prawdziwe nabożeństwo do Najświętszej Panny. W sposób naturalny można je włączyć we wszelką duchowość, w każdym stanie życia, we wszystkich okolicznościach. Czy Ludwik Grignion de Montfort, mistrz tego nabożeństwa maryjnego, mógł nie uświadamiać sobie długotrwałego promieniowania tego nabożeństwa, choć wyrażonego języka jego czasu, który wyda się nieco archaiczny i niemodny dzisiejszym uszom?

OCZYSZCZENIE PRZEZ KRZYŻ
5 czerwca 1700 Ludwik Maria osiągnął swój cel tak gorliwie realizowany: został wyświęcony na kapłana. Projekt apostolatu zrodził się w jego sercu przez lata studiów: „Gdy widzę zagrożenie Kościoła – napisał w roku swych święceń – nie mogę nie błagać niestrudzenie, by powstała mała, uboga grupa dobrych kapłanów, pod sztandarem i opieką Najświętszej Dziewicy. Chodziliby od parafii do parafii i ogłaszali Ewangelię ubogim, ufając Bożej Opatrzności.” Jest to naglące dzieło. Poświęci mu 16 krótkich lat życia pozostających mu, nim – całkowicie wyczerpany – nie zjednoczy się z Panem i Jego Świętą Matką w Domu Ojca.
Kościół zagrożony? Główna kolumna społeczeństwa rzeczywiście wydaje złowieszcze odgłosy. Wiara gaśnie, rozszerza się pogaństwo, moralność jest zrujnowana odkąd nie opiera się na wierze. Z drugiej strony jansenizm ze swymi zasadami twardymi i bezlitosnymi zniechęca wiernych. Wielu biskupów i kapłanów prezentuje ten pogląd. Jeśli nawet janseniści przyciągają wyjątkowe dusze ogarnięte pragnieniem Absolutu, to oddalają masy wiernych i wzbudzają nienawiść. Wiara żywa została obecnie sprowadzona do zespołu formuł i przepisów narzuconych przez dyscyplinę, w której brakuje czułości i miłosierdzia Boga.
Ludwik Maria marzy o zdobyciu ubogich. Usiłuje włączyć się w ruch misyjny, zrodzony po Soborze Trydenckim, który rozkwitał przez cały XVII wiek. „Mała uboga wspólnota dobrych kapłanów”, wyobrażona przez Ludwika Marię, chodziłaby od jednego dziekanatu do drugiego i przeszłaby wszystkie parafie. Pozostawałaby w każdym miejscu dwa lub trzy tygodnie, głosząc kazania, nauczając prawd wiary, poruszając serca i dusze, prowadząc je do spowiedzi i zmiany życia. Właśnie to robił tak dobrze św. Wincenty a Paulo. To robią jeszcze teraz Lazaryści i Eudyści. Taką metodę stosował w Auvergne M. Olier, gdy był młodym kapłanem, zanim założył seminarium św. Sulpicjusza. Tak bardzo porywał tłumy, że czekano cały dzień w kolejce do jego konfesjonału. Ludwik Maria nasycił się w Paryżu tymi widokami. Chce zająć swe miejsce w ponownym zdobyciu kraju dla Chrystusa. Włącza się w grupę kapłanów misjonarzy z Nantes. Niestety, płomienny język Ludwika Marii oraz jego postępowanie płynące z radykalnej wiary nie zostają docenione przez współbraci – kapłanów raczej konserwatywnego ducha. Opuszcza ich. Jest jednak szczęśliwy, że jego słowo i życie wzbudziły echa wśród ludu.
Biskup Poitiers wzywa go, aby objął posługę w wielkim szpitalu dla ubogich. Organizuje na nowo życie duchowe w małym anarchicznym światku, w którym chorzy są lekceważeni, a leczenie ograniczane. Wiesza krzyż w wielkiej sali, gromadzi swe „córki”, by z nimi odprawić nabożeństwo. Zmienia się atmosfera. Spotykają się wielkie dusze, wśród nich Maria Ludwika Trichet, córka Prokuratora królewskiego, która przywdziewa suknię z ciężkiego szarego sukna. Rodzą się „Córki Mądrości”. To działanie, oczywiście, spotyka się z opozycją.
Św. Ludwik wyjeżdża więc do Paryża, do Sâlpetiere, posługuje się tymi samymi metodami i… dziękują mu za pracę po 5 miesiącach. Biedny kapłan zmuszony jest schronić się pod schodami przy ulicy Pot-de-Fer i żyć tam jako pustelnik przez 6 miesięcy. Pod naciskiem chorych wzywają go ponownie do Poitiers. Jest tolerowany zaledwie przez rok…
W 1705 roku rozpoczyna nadzwyczajny okres życia, całkowicie poświęcony działalności misyjnej. Jak wielcy poprzednicy wzywa mężczyzn i niewiasty, którzy przybiegają tłumnie, do porzucenia samych siebie, a napełnienia się Bogiem, do przylgnięcia do Boga przez „święte niewolnictwo”. Św. Ludwik dorzuca do tego własny osobisty rys: Bożą Mądrość, którą posiąść powinna każda wznosząca się dusza.

PRZEDWIECZNA MĄDROŚĆ
Ludwik Maria Grignion de Montfort zredagował w 1703 utwór Miłość Przedwiecznej Mądrości. W tym roku odłączył się od kościoła św. Sulpicjusza z powodu niezgodności wizji i metod apostolskich. Gorąco poszukuje Boskiej Mądrości, aby przyoblec w nią duszę, jakakolwiek nie byłaby cena. Czyta wiele, autorów tak wrażliwych jak on: Bondon, Nepveu, Saint-Jure. A przede wszystkim medytuje w Biblii Księgę Mądrości. Czyta w świetle własnego ukrzyżowanego życia. Ludwik Maria odkrywa, że najwyższa Mądrość ma siedzibę w szaleństwie Miłości, tej, która doprowadziła aż na Krzyż Boga wcielonego w Jezusie. Aby osiągnąć Bożą Mądrość człowiek musi przyjąć oczyszczenie przez doświadczenie. Tak staje się siedzibą godną Mądrości. Czułe i doskonałe nabożeństwo ku Najświętszej Dziewicy pomoże mu potężnie w osiągnięciu tego skarbu. Cała duchowość montfortiańska znajduje się w tej fundamentalnej intuicji. Poświęcenie samego siebie Jezusowi Chrystusowi, wcielonej Mądrości, przez ręce Maryi, pozwala na osiągnięcie tego najwyższego dobra. Stawszy się „Tronem Mądrości” przez wcielenie, Maryja przyspiesza wznoszenie się Swych dzieci ku Bożej Mądrości. Jednak jak zawsze w historii zbawienia w Jezusie Chrystusie, nie można posiąść wiecznej i wcielonej Mądrości bez przechodzenia przez krzyż. Wraz z radykalizmem Ewangelii, Ludwik Maria znajduje radość w ciężkich krzyżach, jakie nakładają nań nie tylko wrogowie Chrystusa, lecz także przyjaciele Pana, na czele z biskupami i kapłanami. „Jestem bardziej niż kiedykolwiek doprowadzony do nędzy, upokorzony, ukrzyżowany. A jednak ludzie i demony wydają mi wojnę bardzo miłą i słodką. Niech rzucają na mnie oszczerstwa, niech mnie wyśmiewają, niszczą mi opinię, niech mnie zamykają w wiezieniu – to są drogocenne dary! To wykwintne dania! Ach, kiedyż zostanę ukrzyżowany dla świata i zgubiony?”
„Tylko Bóg” to jego dewiza; „złożyć całą mądrość w ranach Chrystusa” – to zasada jego życia.
Olbrzymi apostolat wśród ludu podjęty przez Ludwika Marię wchodzi od r. 1705 w fazę misji przez niego zamierzonych: radykalne ubóstwo, „całkowita zależność od ludu”. On wie, że bez Boga człowiek nie może nic w swej zepsutej naturze. Jednak dzięki działaniu Bożej łaski człowiek zraniony grzechem, przyobleka się w światłość i czyni cuda. I Bóg tak bardzo kocha człowieka, że płonie pragnieniem ujrzenia go świętym w tym świecie, a chwalebnym jak On w drugim.
Uzbrojony w różaniec, którego nigdy nie porzucał i podnosząc ponad głową wielki krucyfiks w czasie mówienia do tłumów, Ludwik Maria wywoływał wśród słuchaczy płacz nad Jezusem Ukrzyżowanym i nad własnymi nędzami. Niezliczone tłumy gromadziły się wokół niego, zafascynowane tym młodym kapłanem o kanciastej twarzy i płomiennym spojrzeniu. Jego sława rozszerzyła się jak pożar buszu. Proszą go o przybycie na całym zachodzie Francji, od St.Lo do La Rochelle, od Angers do Brest. Jego miłosierdzie jest śmiałe i nie zna granic. Podczas misji – tak samo jak niedawno w Poitiers, przemierzał z osłem targowiska zbierając dary dla ubogich – tak i teraz żebrze wsparcia dla biednych i odrobiny dla siebie: ubogi pośród ubogich. Nie zaspokaja go nakarmienie ciał, troszczy się jeszcze bardziej o dusze. Widać go dającego zdecydowane razy dyscypliną, z którą się nie rozstaje, chłystkom, którzy naprzykrzają się praczkom. Innym razem rzuca się między dwóch mężczyzn walczących na szable. Wdziera się nawet siłą do speluny, w której błaga grzeszników, by się nawrócili i ratowali swe dusze. Rozpalony Chrystusem, Ludwik Maria odrzuca wszelką przezorność, wszelką trwożliwą ostrożność. Dusza warta jest więcej niż wszelkie skarby świata. Nie ma nic cenniejszego do zaofiarowania Jezusowi jak dusze wyrwane grzechowi.
Zawsze w drodze, na wzór Mistrza, udaje się do Rzymu. Oczywiście – pieszo. Nic nie mając nie może podróżować dyliżansem. Wiosną 1706 roku przechodzi przez Loretto. 6 czerwca przyjmuje go Papież Klemens XI, uznaje jego działalność apostolską. Ludwik Maria otrzymuje tytuł «misjonarza apostolskiego». Następca Piotra jest bardziej przenikliwy niż liczni biskupi, którzy przegonili go ze swych diecezji. Biskupi zakazują wkraczania na teren swych ziem jednemu z największych świętych w historii Kościoła!

ZNISZCZYĆ TĘ KALWARIĘ!
Po powrocie do Francji Ludwik Maria na nowo przemierzał wioski, szczególnie w regionie Nantes. Okoliczności doprowadziły tego niezwykłego misjonarza do szczególnego projektu.
W kwietniu 1709 roku przybył do Pontchâteau, do serca księstwa Coislin. Jak zwykle poruszył do głębi parafian wielkiego miasteczka. Stwierdził jednak, iż są oni szczególnie wrażliwi na przesłanie Bożej miłości, która przez miłość osiąga szczyt w Ukrzyżowaniu. W jego sercu zrodziła się myśl. Czyż nie można by wznieść w tym szczególnym miejscu, pomiędzy Nantes a Vannes w odległości kilku mil[5] od oceanu wielkiej Kalwarii? Widać by ją było z daleka i przypominałaby ludziom źródło ich zbawienia. Jego entuzjazm bez trudu udziela się ludziom. Pontchâteau i cały region mobilizują się. W odległości jednej mili od miasteczka, przy drodze Herbignac, blisko osady La Madaleine i kaplicy utworzonej ze starego lazaretu, przez cały rok rodzi się dzieło zaskakujące potęgą i nadzwyczajnym rozmiarem. Setki dobrowolnych pracowników przyciągają niezliczone wózki z ziemią z ogromnego rowu wykopanego wokół przyszłej Kalwarii. Setki innych usypują ziemię, która podnosi się w mgnieniu oka pośrodku okrągłego rowu. To na tym wzniesionym ludzką ręką wzgórzu, które stało się wspaniałą Kalwarią, stawiają w końcu trzy krzyże, wierną do końca Maryję Dziewicę stojącą u stóp krzyża, na którym umiera Jej Syn. Z tej wysokości, dominującej nad obszerną równiną Dolnej Loary, otwiera się zachwycający widok na niekończące się horyzonty. Wspaniałe miejsce, aby umieścić na nim Krzyż Pana!
Prace kończą się w 1710 roku. Serce szerz ludzkich przepełnia radość i duma. Podobnie – Świętego. Zakończone dzieło jest jeszcze bardziej wstrząsające niż to, dokonane przez pustelników na Mont-Valérien, u bram Paryża, które Ludwik Maria tak bardzo podziwiał zimą 1703 r. podczas swej posługi u pustelników. Odtąd marzył o wzniesieniu podobnej Kalwarii w rodzinnej Bretanii. I oto marzenie spełnione. Kalwaria naszego zbawienia, na której Jezus i Maryja przedstawiają całe cierpienie odkupionego świata i jego nadzieję. Krzyż wznosi się w górę, ku Niebu, pomiędzy krzyżami złoczyńców. Na Kalwarię prowadzi ślimakiem dróżka, ogrodzona murem. Dzień uroczystego otwarcia Kalwarii wyznaczono na 14 września, kiedy Kościół świętuje dzień Podwyższenia Krzyża Św. Radość jest wielka w regionie Pontchâteau, echo niesie radość daleko, aż do Nantes, Vannes, St.Nazaire. Oczekuje się niezliczonych tłumów na tej uroczystości tak szczególnej i wyjątkowej.
Ale nadchodzi nieszczęście! W przeddzień wieczorem, Jego Ekscelencja, biskup Nantes, zakazuje otwarcia Kalwarii. Ludwik Maria jest jak powalony… Natychmiast udaje się pieszo do Nantes. Przybywa tam o godzinie 6 rano, chcąc nakłonić biskupa do ponownego rozważenia niewytłumaczalnej decyzji! Próżne wysiłki! Biskup de Bauveau zadaje świętemu dodatkową rozdzierającą męczarnię: nakaz zrównania Kalwarii z ziemią… Ludwik powraca z zamarłą duszą do Pontchâteau. Przybity tak okrutną niesprawiedliwością staje w obliczu niezliczonego tłumu zgromadzonego wokół Kalwarii i zaczyna płakać…

CO SIĘ STAŁO?…[6]
Ludwik Maria, płomienny apostoł miał pomiędzy swymi licznymi wrogami Piotra de la Chauveliere, sędziego z Pontchâteau[7]. Ten urzędnik sprawiedliwości otrzymał pełnomocnictwa z rąk Piotra de Cambout’a, pana w księstwie Coislin. Cambout zabawiał się rozpustą w Paryżu… Kalwaria dawała okazję Chauvelier’owi, libertynowi, okazję do pokonania tego znienawidzonego Grignion’a. Uknuł intrygę. Powiedział rządcy Bretanii, że Kalwaria jest w rzeczywistości fortecą, otoczoną fosą i podziemnymi pomieszczeniami, przeznaczonymi na schronienie Anglików w razie napaści. Rok wcześniej toczyła się morska walka, niedaleko stąd, blisko wyspy Met pomiędzy Anglikami i Francuzami…
Strategia sędziego poskutkowała. Ponieważ w tej epoce były w Bretanii ogniska zapalne i kryjówki, Król bez wahania nakazał zrównać Kalwarię z ziemią. I tak się stało rzeczywiście: zniszczono ją całkowicie, ale… nie na zawsze. Rozpacz tłumu i zgorszenie, jakie wywołało to świętokradztwo były przekazywane z pokolenia na pokolenie. I nie było to daremne. W roku 1812 lud pobudzony wiarą zbudował na nowo Kalwarię, jeszcze potężniejszą niż ta pierwotna. Kalwaria stała się miejscem bardzo gorliwych pielgrzymek[8].

ZAŁOŻYCIEL I JEGO DZIEŁA
Jak wspomnieliśmy, 2 lutego 1703 roku Maria Ludwika Trichet porzuciła eleganckie stroje i przywdziała ubogi, zwykły, szary strój. Akt ten uważa się za początek założenia Zgromadzenia Córek Mądrości. W tym samym roku Ludwik Maria zaczął pisać „Miłość Przedwiecznej Mądrości”.
Mądrość Boża nie jest mądrością ludzi. Dewiza „tylko Bóg” całkowicie oddaliła Ludwika Marię od ludzkiej „mądrości”. Radykalizm jego pomysłów, zachowania i metod pozwala zrozumieć, dlaczego wzbudzał tak wiele nienawiści.
Na widok swej córki tak szczególnie dziwacznie ubranej Pani Trichet padła zemdlona. Nakazała Marii Ludwice, która nie była jeszcze pełnoletnia, natychmiast rozebrać tę burkę, która „hańbiła” rodzinę. Maria Ludwika od Jezusa pospieszyła poradzić się swego kierownika duchowego.
«Nie pozwalam. To pochodzi od demona.» – stwierdził.
«Moja córko – powiedział innym razem Święty Marii Ludwice przyjmującej odwiedziny swej matki – Proszę iść do chorych!» «Moja córka należy do mnie – protestowała matka – i chcę z nią porozmawiać». «Nie, nie – odpowiedział kapelan – córka już do pani nie należy. Ona należy do Boga.» Tak, „tylko Bóg” i jako pierwsi – ubodzy. „Córki” Świętego żyją tak samo jak biedni: czarny chleb, zwykłe dania ugotowane z mięsa zebranego przez żebrzących w domach szlachty i burżuazji. Pewnego dnia proszący o jałmużnę powracają ze skwaśniałą zupą, w której pływają resztki chleba i mięsa oraz kości poruszające się od robactwa. Siostra Maria Ludwika od Jezusa walczy z mdłościami. «Moja córko – mówi ojciec Ludwik Maria, który ujrzał to wchodząc – mam nadzieję, że dla pokonania swej delikatności zje córka dziś na kolację cały talerz tej zupy.»
Jedynie dusza dobrze zahartowana jest odporna na tego rodzaju traktowanie. Maria Ludwika od Jezusa do takich należy. I jedynie dusze wielkie wytrzymują w otoczeniu Świętego. Myją ubogich, piorą ich bieliznę, czyszczą i cerują cuchnące ubrania, pielęgnują rany, często zakażone. Jako jedyna zapłata: miłość Pana. W chwili śmierci Świętego liczba Córek Mądrości nie przekracza 4. Dziś zaś liczy się je na tysiące, zaangażowane w szpitalnictwie i szkolnictwie.
Święty z Montfort był także w 1712 u początków Towarzystwa Kapłanów Maryi – Montfortianów – i braci Ducha Świętego. W 1716 roku, kiedy Ludwik Maria gaśnie, ma wokół siebie jedynie dwóch kapłanów i czterech braci. Cudowna duchowa płodność Świętego pomnożyła ich od tamtego czasu w setki, ze znaczącym plonem męczenników: grupa Córek Mądrości poszła jedna za drugą na szafot w Nantes. 49 montfortianów wylało krew w Hiszpanii w czasie rewolucji w latach 1936-39.
W środę, 1 kwietnia 1716 roku Ludwik Maria Grignion de Montfort przybywa do St.Laurent-sur-Sevre. 5 kwietnia rozpoczyna misje. Liczy na to, że poruszy tłumy i doprowadzi do Boga wiele dusz, jak podczas wszystkich swych misji. Olbrzym apostolski czuje jednak, że opuszczają go siły. Ma 43 lata, jego duch jest wciąż tak samo zdobywczy, ale jego biedne ciało jest wyczerpane latami nadludzkich wysiłków i niezrównanej ascezy. Udaje mu się jeszcze zakończyć misje w St.Laurent. Umiera jak żołnierz na polu bitwy, 28 kwietnia 1716 roku, o godz. 8 wieczorem. Jego sarkofag znajduje się w Bazylice w St.Laurent-sur-Sevre.
Od tego czasu Święty ten nie przestaje dokonywać cudów. Przykład pomiędzy setkami: Mówiąc Frossardowi o „Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Panny” Jan Paweł II stwierdził: „Lektura tej książki zaznaczyła w moim życiu zdecydowany zwrot… nabożeństwo mojego dzieciństwa i wieku dorastania skierowane do Matki Chrystusa ustąpiło miejsca nowej postawie, nabożeństwu, które przyszło z głębi mojej wiary, jakby z samego serca rzeczywistości trynitarnej i chrystologicznej.”
Kanonizowany 20 lipca 1947 r. przez Piusa XII św. Ludwik Maria Grignion de Montfort nadal oświeca umysły, nawet największych. Niezliczone dusze prowadzi z Maryją i przez Nią do Jezusa, aby je przedstawić umiłowanemu Ojcu.

René Lejeune

Stella Maris, 10/1996 nr 319, str. 1-5; Tłum.: E.B. w: „Vox Domini” nr 2/97, str. 1-4

Z Traktatu o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny św. Ludwika Grignion de Montfort

Rozdział 3: ROLA MARYI PRZY DRUGIM PRZYJŚCIU CHRYSTUSA PANA

1. Skromna rola Maryi przy pierwszym przyjściu Chrystusa Pana
Przez Maryję rozpoczęło się zbawienie świata i przez Maryję musi się ono dopełnić. Przy pierwszym przyjściu Jezusa Chrystusa Maryja prawie wcale się nie ukazywała, aby ludzie, którzy o osobie Jej Syna mało jeszcze byli uświadomieni, nie przywiązywali się zbyt ziemskim i przyrodzonym uczuciem do Maryi, oddalając się przez to od prawdy. Gdyby Maryja była więcej znana, niezawodnie by to nastąpiło z powodu cudownego Jej wdzięku, którym Najwyższy także na zewnątrz Ją ozdobił. Toteż Dionizy Pseudo-Areopagita pisze, że kiedy Ją ujrzał, z powodu Jej tajemniczego uroku i niezrównanej piękności byłby wziął Ją za bóstwo, gdyby wiara, w której był ugruntowany, nie pouczyła go, że tak nie jest.
Natomiast przy drugim przyjściu Jezusa Chrystusa Maryja musi być znana i przez Ducha Świętego objawiona, by przez Nią Chrystusa poznano, kochano i Mu służono, albowiem powody, dla których Duch Święty ukrył swoją Oblubienicę za Jej życia ziemskiego, dając w Ewangelii tak szczupłe o Niej objawienie, już istnieć nie będą.

2. Dlaczego Maryja wystąpi szczególnie przy drugim przyjściu Chrystusa Pana?
Bóg zatem pragnie Maryję, Arcydzieło rąk swoich, w owych czasach ostatnich objawić i odsłonić:
1) Ponieważ sama ukrywała się na tym świecie i w swojej głębokiej pokorze uniżała się poniżej prochu, uzyskawszy u Pana Boga, u Apostołów i Ewangelistów to, że zamilczeli o Jej życiu.
2) Ponieważ Maryja jest Arcydziełem rąk Bożych, tak na ziemi przez łaskę, jak w niebie przez chwałę, Bóg chce, by Go za to wielbiono na ziemi i wśród żyjących wysławiano.
3) Ponieważ Maryja jest Jutrzenką, poprzedzającą i odsłaniającą Słońce sprawiedliwości, Jezusa Chrystusa, dlatego powinna być poznana i objawiona, by przez to Jezus Chrystus był uwielbiony.
4) Ponieważ Maryja jest drogą, którą Jezus Chrystus przyszedł do nas po raz pierwszy, będzie nią i wtedy, kiedy Chrystus przyjdzie powtórnie, choć nie w ten sam sposób.
5) Ponieważ Maryja jest środkiem pewnym, drogą prostą i niepokalaną, by dojść do Chrystusa i znaleźć Go niezawodnie, dlatego dusze, które mają szczególną zabłysnąć świętością, muszą znaleźć Jezusa przez Maryję.
Kto znajdzie Maryję, znajdzie Życie (Prz 8,35), to znaczy Jezusa Chrystusa, który jest Drogą, Prawdą i Życiem (J 14,6). Nie można jednak znaleźć Maryi, nie szukając Jej; nie można Jej szukać, nie znając Jej, gdyż nikt nie szuka ani nie pragnie, czego nie zna. Konieczną jest więc rzeczą, by Maryję znano więcej niż kiedykolwiek, ażeby Trójca Przenajświętsza jak najwięcej była znana i wielbiona.
6) Maryja musi w owych czasach ostatecznych więcej niż kiedykolwiek zajaśnieć miłosierdziem, mocą i łaską. Musi zajaśnieć miłosierdziem, by przyprowadzić do owczarni Chrystusowej i miłośnie przygarnąć biednych grzeszników i zbłąkanych, którzy się nawrócą i powrócą do Kościoła katolickiego. Musi zajaśnieć mocą przeciw nieprzyjaciołom Boga, przeciw bałwochwalcom, schizmatykom, mahometanom, Żydom i zatwardziałym bezbożnikom, którzy będą się strasznie buntować i wytężą wszystkie siły, by tych, którzy się im przeciwstawią, skusić i doprowadzić do upadku przez obietnice lub groźby. Wreszcie musi zajaśnieć łaską, by dodać otuchy i męstwa dzielnym szermierzom i wiernym sługom Jezusa Chrystusa, którzy będą walczyć za Jego sprawę.
7) Wreszcie musi Maryja stać się groźna jak zbrojne zastępy (Pnp 6,10), straszna jak wojsko gotowe do boju przeciw szatanowi i jego wspólnikom, głównie w owych czasach ostatnich, gdyż szatan wiedząc dobrze, że mało, o wiele mniej niż kiedykolwiek pozostaje czasu (zob. Ap 12, 12), by gubić dusze, będzie podwajać codziennie swe wysiłki i zakusy. Niebawem wznieci okrutne prześladowanie i pocznie zastawiać straszne zasadzki na wierne sługi i na prawdziwe dzieci Maryi, które o wiele trudniej pokonać mu niż innych.

3. Walka ostateczna między Maryją a szatanem
Do tych właśnie ostatnich i okrutnych prześladowań szatana, które wzmagać się będą z dnia na dzień aż do przyjścia Antychrysta, odnosi się głównie owa pierwsza i sławna przepowiednia i owo przekleństwo, które Bóg rzucił na węża w raju ziemskim.
Warto je tu wytłumaczyć na chwałę Najświętszej Dziewicy, dla zbawienia Jej dzieci i zawstydzenia szatana.
Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a Niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo Jej. Ona[9] zmiażdży ci głowę, a ty czyhać będziesz na Jej piętę (Rdz 3,15 Wlg).
Tylko jeden raz położył Bóg nieprzyjaźń, ale nieprzyjaźń nieprzejednaną, która trwać będzie do końca świata i wzmagać się nieustannie: to nieprzyjaźń między Maryją, czcigodną Matką Bożą, a szatanem, między dziećmi i sługami Najświętszej Dziewicy a dziećmi i wspólnikami Lucyfera. Maryja, Najświętsza Matka Boża, jest największą nieprzyjaciółką, jaką Bóg przeciwstawił szatanowi. Już w raju ziemskim tchnął Bóg w Nią, choć wtedy istniała tylko w myśli Bożej, tyle nienawiści do tego przeklętego nieprzyjaciela Bożego, dał Jej tyle zręczności do ujawnienia złośliwości tego piekielnego węża, tyle siły do zwyciężenia, zdeptania i zmiażdżenia tego pysznego bezbożnika, że on nie tylko lęka się Jej więcej niż wszystkich aniołów i ludzi, ale poniekąd więcej niż samego Boga. Nie znaczy to, jakoby gniew, nienawiść i potęga u Boga nie były nieskończenie większe niż u Najświętszej Maryi Panny, gdyż doskonałości Maryi są przecież ograniczone. Raczej tłumaczy się to tym, że po pierwsze: szatan w swojej pysze cierpi nieskończenie więcej, że zwycięża go i karze nikła, pokorna służebnica Pańska, której pokora upokarza go bardziej niż potęga Boża, po drugie: Bóg dał Maryi tak wielką władzę nad szatanami, że jak często sami zmuszeni byli wyznać przez usta opętanych, więcej boją się jednego Jej westchnienia za jakąś duszą niż modlitw wszystkich świętych; więcej boją się jednej Jej groźby niż wszelkich innych mąk.
Co Lucyfer stracił przez pychę, Maryja odzyskała przez pokorę. Co Ewa zgubiła i zaprzepaściła przez nieposłuszeństwo, Maryja uratowała przez posłuszeństwo. Słuchając węża, Ewa zatraciła siebie wraz ze wszystkimi swymi dziećmi i wydała je w ręce szatana. Maryja przez swoją doskonałą wierność Bogu ocaliła siebie i wszystkie swoje dzieci, i poświęciła je Majestatowi Bożemu (św. Ireneusz).
Bóg położył nie tylko nieprzyjaźń, lecz nieprzyjaźnie, bo nie tylko pomiędzy Maryją i szatanem, ale i pomiędzy potomstwem Najświętszej Dziewicy a potomstwem szatana. Znaczy to, że Bóg położył nieprzyjaźń, odrazę i skrytą nienawiść między prawdziwymi dziećmi i sługami Najświętszej Dziewicy a dziećmi i niewolnikami szatana. Nie kochają się oni wzajemnie i żadnej nie ma między nimi wewnętrznej łączności. Dzieci Beliala[10], niewolnicy szatana, miłośnicy świata – bo to na jedno wychodzi – prześladowali dotąd i w przyszłości prześladować będą bardziej niż kiedykolwiek wszystkich, co należą do Najświętszej Dziewicy, jak niegdyś Kain prześladował brata swego Abla, a Ezaw brata swego Jakuba. Wyobrażają oni potępionych względnie wybranych. Jednakże pokorna Maryja zawsze odnosić będzie nad pysznym szatanem zwycięstwa i tak świetne triumfy, że zetrze jego głowę, siedlisko pychy. Po wszystkie czasy Maryja odsłoni jego wężową złośliwość, odkryje piekielne jego zamysły, unicestwi jego diabelskie zamiary, a osłaniać będzie do końca wieków swe wierne sługi przed jego okrutnymi pazurami.
Ale moc Maryi nad wszystkimi szatanami zabłyśnie przede wszystkim w czasach ostatecznych, kiedy to szatan czyhać będzie na Jej piętę, to znaczy na wierne Jej dzieci i pokorne Jej sługi, które Ona do walki z nim wzbudzi. W oczach świata będą oni mali i biedni, poniżeni, prześladowani i uciskani, podobnie jak pięta w porównaniu do reszty członków ciała. Lecz w zamian za to będą bogaci w łaski Boże, których im Maryja obficie udzieli; będą wielcy i możni przed Bogiem; w świętości zostaną wyniesieni ponad wszelkie stworzenie przez swą gorącą żarliwość, a Bóg tak potężnie podtrzymywać ich będzie swoją mocą, że wraz z Maryją głęboką swą pokorą miażdżyć będą głowę diabła i staną się sprawcami triumfu Jezusa Chrystusa.
Wreszcie Bóg pragnie, by Jego Najświętsza Matka była obecnie więcej znana, bardziej kochana i bardziej czczona niż kiedykolwiek. Nastąpi to niewątpliwie, jeśli wybrani rozpoczną za łaską Ducha Świętego tę wewnętrzną i doskonałą praktykę; którą im zaraz przedstawię. Wtedy ujrzą, o ile wiara na to pozwala, tę piękną Gwiazdę Morza, by pod Jej kierunkiem mimo burz i rozbojów morskich dopłynąć szczęśliwie do portu. Wtedy poznają wspaniałość tej Królowej i poświęcą się całkowicie Jej służbie jako poddani i niewolnicy z miłości. Doświadczą Jej słodyczy i pieszczot matczynych i kochać Ją będą czule jako ukochane dzieci. Poznają miłosierdzie, którego Maryja jest pełna; poznają, jak bardzo potrzebują Jej pomocy i będą uciekać się do Niej we wszystkim, jako do swojej ukochanej Orędowniczki i Pośredniczki u Jezusa Chrystusa. Zrozumieją, że Maryja jest najpewniejszym, najkrótszym i najdoskonalszym środkiem, by dojść do Jezusa Chrystusa, i oddadzą się Jej z duszą i ciałem, niepodzielnie i bez zastrzeżeń, by zupełnie i niepodzielnie należeć do Jezusa Chrystusa.

4. Apostołowie czasów ostatecznych
Lecz kimże będą owi słudzy, niewolnicy i dzieci Maryi? Będą to kapłani Pańscy, co jak ogień gorejący będą rozpalać wszędzie żar miłości Bożej.
Będą jako strzały w ręku mocarnej Maryi (zob. Ps 127,4), by przebić Jej nieprzyjaciół. Będą jako synowie pokolenia Lewi, którzy dobrze oczyszczeni ogniem wielkich utrapień, a ściśle zjednoczeni z Bogiem, będą nosić złoto miłości w sercu, kadzidło modlitwy w duszy i mirrę umartwienia w ciele.
Dla biednych i maluczkich będą oni wszędzie dobrą wonią Chrystusową; dla „wielkich” zaś tego świata, dla bogaczy i pysznych, będą wonią śmierci (por. 2 Kor 2,14-16).
Będą jak chmury gromonośne, które za najmniejszym powiewem Ducha Świętego polecą w dal, by rozsiewać słowo Boże i nieść życie wieczne, nie przywiązując się do niczego, nie dziwiąc się niczemu, nie smucąc się niczym. Grzmieć będą przeciw grzechowi, huczeć przeciwko światu, uderzą na diabła i jego wspólników i przeszyją obosiecznym mieczem słowa Bożego (Ef 6,17) na życie lub śmierć wszystkich, do których Najwyższy ich pośle.
Będą to prawdziwi apostołowie czasów ostatecznych, którym Pan Zastępów da słowo, moc działania cudów i odnoszenia świetnych zwycięstw nad Jego nieprzyjaciółmi.
Będą spoczywać bez złota i srebra, a co ważniejsze, bez troski „pośród innych kapłanów i duchownych” – „inter medios cleros”, a jednak będą mieli srebrzące się skrzydła gołębicy (Ps 68,14), by z czystą intencją chwały Bożej i zbawienia dusz udawać się wszędzie, dokąd Duch Święty zawoła. A wszędzie, gdzie głosić będą słowo Boże, pozostawią po sobie tylko złoto miłości, będącej doskonałym wypełnieniem Prawa (Rz 13,10).
Wiemy wreszcie, że będą to prawdziwi uczniowie Jezusa Chrystusa, idący śladami Jego ubóstwa, pokory, wzgardy dla świata, miłości bliźniego. Będą nauczali jak iść wąską drogą do Boga w świetle czystej prawdy, tj. według Ewangelii, a nie według zasad świata, bez względu na osobę, nie oszczędzając nikogo, bez obawy przed kimkolwiek ze śmiertelnych, choćby najpotężniejszym. W ustach będą mieli obosieczny miecz słowa Bożego (Hbr 4,12; Ef 6,17); na ramionach nieść będą zakrwawiony proporzec Krzyża, w prawej ręce krucyfiks, różaniec w lewej, święte imiona Jezusa i Maryi na sercu, a skromność i umartwienie Jezusa Chrystusa zajaśnieje w całym ich postępowaniu.
Takimi oto będą owi wielcy mężowie, którzy się pojawią, a których Maryja ukształtuje i wyposaży na rozkaz Najwyższego, by Królestwo Jego rozprzestrzeniali nad krainą bezbożnych, bałwochwalców i mahometan. Kiedy i jak to się stanie?… Jedynemu Bogu to jest wiadome. My zaś milczmy, módlmy się, prośmy, wyczekujmy: Czekając oczekiwałem Pana (Ps 39/40/, 2 Wlg).
Wykorzystano przekład „Traktatu…” H. Bronsfordowej (Wydawnictwo „Maryja” przy Fundacji „Nasza Przyszłość” Toruń 1996)

Przypisy:
1) Dziś – Montfort-sur-Meu.
2) Z rodziny tej wyszło 3 kapłanów i 2 siostry zakonne. (Inne źródła podają, że 2 kapłanów i 6 sióstr zakonnych – przyp. tłum.)
3) Podobnie jak reformy wprowadzone przez Sobór Watykański II zostaną w pełni przyjęte i zrealizowane dopiero w XXI w.
4) Rękopis drogocennej książeczki odnaleziono dopiero w r. 1842. Odniosła cudowny i trwający do dziś sukces w całym chrześcijańskim świecie.
5) Miara, która wynosiła 3,898 km.
6) Szczegóły tej sprawy poznano dopiero w r. 1936, gdy proboszcz z Nantes, ks. Bourdeaux przeprowadzał dochodzenie, korzystając z archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Znalazł dokumentację dotyczącą Kalwarii.
7) Na zachodzie sędzia był królewskim przedstawicielem sprawiedliwości.
8) Kalwaria w Pontchâteau stała się z czasem przeogromnym dziełem: 30 pomników, groty, freski, mieszczą się w parku (15 ha). Prawdziwa żywa katecheza. Przyjmują tam pielgrzymów księża montfortianie.
9) Ludwik posługuje się tekstem Wulgaty. W oryg. hebrajskim w tym miejscu jest „ono”.
10) Belial – w ST synonim nieprawości, szatan; w NT w brzmieniu Beliar – przeciwnik Chrystusa, Antychryst przypis za Biblią Tysiąclecia.