RACZEJ UMRZEĆ NIŻ ZGRZESZYĆ: Święta Maria Goretti (1890-1902)
Maria nie miała jeszcze dwunastu lat, kiedy złożyła z całkowitą świadomością, ofiarę ze swego życia dla zachowania czystości. Uczyniła własną dewizę: „raczej umrzeć niż zgrzeszyć”. Święty Pius X, na początku swego pontyfikatu, od razu zainteresował się tą małą ofiarą.
DZIECKO WYBRANE
W odległości 50 km na zachód od Ankony, niedaleko wybrzeża Adriatyku, leży mała wioska Corinaldo, wysoko, w górze, ze swymi tarasowymi ogrodami i płaskimi dachami, pokrytymi rzymską dachówką. W jednym z najskromniejszych domków mieszka rodzina, uboga materialnie, lecz bogata w dobra nadprzyrodzone: rodzina Gorettich.
Ojciec, Luigi, urodził się 26 grudnia 1859 roku. Matka – Assunta Carlini, urodziła się niedaleko stąd 16 sierpnia 1866. Małżonkowie są głęboko wierzącymi chrześcijanami. Ich domowe ognisko odznacza się wielką pobożnością do Matki Bożej z Corinaldo, czczonej jako Królowa Męczenników. On jest rolnikiem i uprawia skrawek ziemi, której jest właścicielem. Ona zaś zajmuje się domem. Wymaga to od niej wiele wysiłku, gdyż jest to rodzina liczna. Czasem, kiedy pozwalają jej na to prace domowe, pomaga swemu małżonkowi. Rodzina jest uboga, jednakże państwo Goretti nie wahają się z udzieleniem pomocy jeszcze biedniejszym od siebie.
Assunta nigdy nie znała swych rodziców, żyjąc od piątego roku życia na łasce sąsiadów, którzy przyjmowali ją kolejno do siebie. Od najmłodszych lat pracowała, ażeby zarobić na chleb. Nigdy nie uczęszczała do szkoły, nie potrafiła więc ani pisać, ani czytać. Podpisując się znaczyła mały krzyżyk, jednakże wyróżniała się pobożnością, dobrym humorem i dzielnością.
Luigi został wychowany przez rodziców w rodzinie dość dostatniej, w atmosferze tradycji chrześcijańskiej. Był poważny i pracowity.
Siedmioro dzieci, przyjętych jako dary Boże, zaludniło ich dom. Pierwsze umarło w wieku 8 miesięcy. Drugim był chłopiec – Angelo. Następnie Maria, nasza bohaterka, dalej dwóch chłopców i dwie dziewczynki, z których ostatnia – Teresa wstąpiła do klasztoru.
Maria urodziła się 16 października 1890 roku. Na drugi dzień została ochrzczona w kościele parafialnym. Zaraz po ceremonii została zaniesiona przed ołtarz Najświętszej Panny i jej ofiarowana. Rosnąc zawsze wyróżniała się uległością, życzliwością, usłużnością i także bardzo wielką pobożnością. Co wieczór w czasie modlitwy całej rodziny, rodziców zaskakiwało jej skupienie. Szybko uznali w niej dziecko szczególnie wybrane przez Boga.
Wychowanie rodziny wielodzietnej, w tamtych czasach, bez żadnej pomocy społecznej i posiadając jedynie ten mały skrawek ziemi, to był problem poważny i wzrastający, w miarę, jak przybywało dzieci i jak rosły.
Pewnego więc dnia trzeba było sobie uświadomić, że pomimo pracy do utraty sił i pomysłowości rodziców nie można już dostatecznie nakarmić rodziny. Trzeba było zastanowić się nad czymś innym. Poza tym w okolicy nie sposób znaleźć pracy. Od czasu do czasu dochodziły do nich wieści, że w okolicach Rzymu można było wynająć gospodarstwa po niskich cenach. Niektórzy już tam odeszli. Po poważnym zastanowieniu się Luigi i Assunta podjęli decyzję. Ze ściśniętym sercem sprzedali tę odrobinę, którą posiadali, i opuścili drogie Corinaldo. Ruszyli szukać szczęścia w Marais Pontins, w odległości około 60 km na południowy wschód od Rzymu. Był rok 1899. Także inna rodzina, Serenelli (ojciec Giovanni i jego syn Alessandro) przyłączyła się do nich, aby wspólnie pracować na roli.
W MARAIS PONTINS
Gospodarstwo składało się z kilku pól, czy raczej bagien w tym regionie, który dopiero po 30 latach został osuszony. Jeśli chodzi o dom – była to dawna ferma mleczarska. Cacina antica – zwierzęta mieszkały na parterze, a ludzie na piętrze. Po wdzięcznej wiosce Corinaldo i miłym domku Gorettich to, co zastali tutaj, mogło budzić jedynie rozczarowanie. Pejzaż jak okiem sięgnąć – smutny. Powietrze – niezdrowe i zatrute. Dom zaś był nędzną norą. Rodzice usiłowali pohamować łzy, próbując się wzajemnie podnosić na duchu. Odważnie zabrali się do pracy. Assunta umieściła najpierw Matkę Bożą z Corinaldo na honorowym miejscu, na kominku w kuchni i zaczęła przemeblowywać tak mieszkanie, żeby było mniej smutne i wygodniejsze.
Luigi o świcie wychodził na pola. Pracować musiał przez cały rok: w powietrzu lodowatym i wilgotnym w zimie, w upalnym i parnym w lecie. Musiał karczować, osuszać te trzęsawiska w ogromnie niezdrowym klimacie. Przy końcu pierwszego roku tej straszliwej pracy, niedożywiony, wyczerpany – został dotknięty malarią, zapaleniem opon mózgowych, tyfusem i zapaleniem płuc. To było wystarczająco dużo, żeby zabrać z tego świata człowieka, w dodatku w epoce, w której nie istniały takie leki, jak obecnie. Święta była śmierć Luigiego 6 maja 1900 roku. Przyjął ją jako wolę Bożą. Miał nieco ponad 40 lat. Zostawił swą małżonkę – Assuntę nie mającą jeszcze 34 lat z sześciorgiem dzieci. Na łożu śmierci powtarzał nieustannie: „Wróć do Corinaldo”.
ANIOŁ DOMU
Maria miała zaledwie 9,5 roku. Oczywiście śmierć ojca głęboko ją dotknęła. Podjęła też od razu decyzję, żeby czynić wszystko, co w jej mocy dla udzielenia pomocy swej biednej mamie. Po śmierci Luigiego ubóstwo zastąpiła nędza. Anielskie dziecko podwajało pobożność i za każdym razem, kiedy pozwalała jej na to wykonana praca – odmawiała swój różaniec za spokój dusz zmarłych. Przy wieczornej modlitwie była tak wyciszona, że można by powiedzieć, że oglądała dobrego Boga, powie później Assunta. Od rana do wieczora, żeby ulżyć swej mamie, która pracuje w polu, ona sprząta, reperuje ubrania, prasuje, pierze i oczywiście zajmuje się młodszymi braćmi i siostrami, dzielnie pełniąc wobec nich rolę drugiej matki.
Maria jest zawsze grzeczna i miła, ale nie znosi niewłaściwych rozmów. Czuje głęboki wstręt do grzechu i do wszystkiego, co może do niego prowadzić. Doskonała w miłości – nigdy o nikim źle nie mówi. Nigdy nie widziano, żeby była nieposłuszna lub żeby kłamała. Kiedy młodsi kłócą się między sobą, łagodnie, lecz stanowczo wprowadza spokój, powtarzając im często, że nie można robić niczego, co by mogło zmęczyć mamę. Poza tym odmawia sobie jedzenia, aby więcej zostało dla mamy, braci i sióstr.
To również ona robi zakupy w sąsiedniej miejscowości: sprzedaje jajka i gołębie, a kupuje konieczne towary. Sprzedawca daje jej czasem owoc lub cukierek, ale nigdy tego sama nie je: zanosi młodszym. Kiedy przechodzi wszyscy się oglądają, bo jest ładna, nawet bardzo ładna i ma taki naturalny wdzięk, że niektórzy mówią, iż wygląda jak księżniczka. Wszystkich zdobyła swoją uprzejmością. Kiedy Maria odchodzi do Nettuno, Assunta, jak długo może, śledzi wzrokiem swą córkę. Dziewczynka wracając zawsze wstępuje na cmentarz, aby pomodlić się przy grobie swego drogiego ojca. Potem zaś wraca prosto do domu, nigdy nie zatrzymując się pod drodze.
PRAGNIENIE PRZYJĘCIA CHRYSTUSA
Maria była bierzmowana w Corinaldo w 1896 roku, w tym samym czasie co Angelo. Miała wtedy 6 lat. Teraz ma 11 lat i jest w niej wielkie pragnienie przystąpienia do Komunii św. Ale z całą pracą, jaką wykonuje w domu, jak chodzić na katechizację? A gdyby nawet mogła chodzić, to jak miałaby się uczyć, skoro nie potrafi czytać? I wreszcie, jak zapłacić za jej strój? Jednakże jej pragnienie przyjęcia Jezusa, coraz silniejsze, z pomocą Bożą znalazło rozwiązanie. Sąsiadka, krawcowa, uczy ją katechizmu, a ponieważ Maria ma doskonałą pamięć, wszystko pamięta tak dobrze, że zdaje pomyślnie egzamin, a nawet sama uczy młodsze rodzeństwo tego, co mogą zrozumieć. Przypomną sobie potem o tym.
W końcu 29 maja 1902 roku, czyli w chwili, gdy Maria ma przed sobą zaledwie 5 tygodni życia, nadchodzi wielki dzień. Przyjmuje Jezusa do swego serca. W sumie, w czasie swego krótkiego życia, uczyniła to 5 razy.
Na uroczystość jedna z sąsiadek ofiarowała buty, inna – welon, jeszcze inna – świecę. Assunta zaś zadbała o sukienkę. Opatrzność wszystko zabezpieczyła. Przed przyjęciem Jezusa i po spowiedzi poszła do wszystkich znanych sobie ludzi, żeby ich prosić o przebaczenie za winy, które wszyscy uznali za wyobrażone sobie przez to święte dziecko. Ona jednak dążyła do tego, żeby przyjąć swego Boga z duszą całkowicie czystą. Po Komunii św. tak promieniała, że wyglądała jak anioł, który zstąpił z nieba…
MAŁA ŚWIĘTA
Wspominaliśmy, że sąsiedzi z Corinaldo, ojciec i syn Serenelli, towarzyszli Gorettim do Marais Pontins. Związanie się z tymi ludźmi było konieczne dla wykonania pracy na roli. Jednak sytuacja była daleka od ideału. Mieszkający w tym samym domu ojciec i syn Serenelli traktowali rodzinę Gorettich jak swych służących, a nie – wspólników. Szczególnie syn Alessandro. W 1902 roku miał 19 lat. Chłopiec stracił wcześnie matkę. Ojciec wychowywał go z kilkoma chrześcijańskimi zasadami, których jednakże nawet on sam od dawna już nie stosował. Alessandro pracował jako marynarz w porcie w Ankonie i nie miał tam dobrego towarzystwa. Na ścianach w pokoju miał nieprzyzwoite rysunki. Od czasu do czasu, coraz rzadziej, przyłączał się do modlitwy wieczornej rodziny Gorettich. Czynił to z ledwością wargami. Interesowała go raczej mała Maria, zauważył bowiem, że jest ładna.
Od tego spostrzeżenia do pragnienia dziewczynki, kiedy żyje się już bez zasad religijnych, a wyobraźnię wypełnia niezdrowymi malunkami – jest już tylko krok. I Alessandro uczynił ten krok. W kilka dni po pierwszej Komunii św. Marii, zaczął jej czynić niestosowne propozycje. Kiedy dziewczynka gwałtownie odmówiła i uciekła, powiedział jej: „Nic nie mów matce, bo cię zabiję”.
Biedne dziecko nie mówiło więc, ale żyło w stałym przerażeniu. Chciałaby już nigdy nie spotkać się z tym złym chłopcem, jak to jednak zrobić, skoro wszyscy jedzą posiłki razem przy jednym stole?
5 lipca po południu Assunta prowadziła woły, aby młócić pszenicę, a Maria w domu czuwała nad czwórką rodzeństwa. Wszedł Alessandro. Widząc, że nie ma w pobliżu nikogo dorosłego poszedł do swego pokoju, wziął sztylet i chusteczkę. Stanął na progu kuchni i natarczywie powtórzył swe straszliwe propozycje. Maria odpowiedziała mu: „Nie, nie, nie! Alessandro, to wielki grzech. Pójdziesz do piekła.” Wobec kategorycznej odmowy swej ofiary włożył jej chusteczkę do ust, dusząc ją tak, żeby stłumić jej krzyki, a potem wbił w nią sztylet czternaście lub piętnaście razy, aż przestała się poruszać. Sądząc, że Maria nie żyje, zamknął się w swoim pokoju.
Kiedy mała Teresa płakała, Assunta pragnąc się dowiedzieć, dlaczego Maria się nią nie zajmuje, bo przecież nie było to w jej zwyczaju, znalazła ją leżącą na podłodze. Nie umarła i potrafiła jeszcze powiedzieć: „To Alessandro mnie zabił”.
Przewieziono ją do szpitala. Zmarła następnego dnia w okropnych mękach. Przebaczyła zabójcy i wyjawiła matce wcześniejsze groźby Alessandra. Maria była przytomna aż do końca. Miała 11 lat i 9 miesięcy. Karabinierzy, którym doniesiono o zbrodni musieli chronić Alessandra przewożąc go do więzienia, bo sąsiedzi chcieli go zlinczować, by pomścić śmierć dziecka. Niezliczony tłum otaczał grób tej, którą wszyscy nazwali już „małą świętą”.
Poza wielkim smutkiem Assunty, utraciła ona też cenną pomoc najstarszej córki. Nie mogła już pracować w gospodarstwie i zajmować się domem. W tej sytuacji już w listopadzie wróciła do Corinaldo z pięciorgiem pozostałych dzieci.
NAWRÓCENIE MORDERCY
Na łożu śmierci Maria obiecała modlić się o nawrócenie swego oprawcy, żeby i on poszedł do nieba. Można to nazwać… „zemstą” świętej. Alessandro przebywał w więzieniu od ośmiu lat, ale nie przejawiał wciąż najmniejszego znaku skruchy. Pewnej jednak nocy ujrzał Marię we śnie. Była we wspaniałym ogrodzie i zbierała lilie, które mu podała. On wziął je, a wtedy jedna po drugiej, lilie się zapaliły. Młoda dziewczyna i ogród zniknęły. Ten sen ścigał go dniem i nocą, aż w końcu go przemienił. Biskup odwiedził go w więzieniu i mówiąc mu o Marii zdołał go wzruszyć. Wyspowiadał się i uznał swoją całkowitą odpowiedzialność za tę zbrodnię. Jego zachowanie stało się tak wzorowe, że o 4 lata zmniejszono mu karę. Spędził więc w więzieniu 26, a nie – 30 lat. Po wyjściu z więzienia pojechał do matki Marii, prosząc ją o wybaczenie. Assunta powiedziała: „Ponieważ Maria ci wybaczyła, dlaczego ja nie miałabym tego uczynić?” Uzyskawszy przebaczenie matki swej ofiary wstąpił do klasztoru franciszkanów i zajmował się ich ogrodem.
NOWA ŚWIĘTA
Kościół nie pozostawał w tym czasie bezczynny. Otwarto proces beatyfikacyjny młodej męczennicy. Nikomu nie sprawiło trudności stwierdzenie heroiczności jej cnót. Przed beatyfikowaniem męczennika Kościół nie wymaga cudu. 27 kwietnia 1947 roku w obecności niezliczonego tłumu, a także Assunty, Pius XII ogłosił Marię błogosławioną. Poszedł potem pobłogosławić jej drogą matkę, mówiąc: „To właściwie ja powinien prosić o pani błogosławieństwo”.
Zaraz po beatyfikacji Kościół kontynuował proces z zamiarem kanonizacji Marii. Pośród innych, licznych cudów, uznano dwa przypadki uzdrowienia z chorób nieuleczalnych. Ceremonia została wyznaczona na dzień 24 czerwca Roku Świętego 1950. Bardzo rzadko kanonizacja następuje tak szybko po beatyfikacji. Jak można było oczekiwać nieprzeliczony tłum przybył na uroczystość, która odbyła się na zewnątrz bazyliki św. Piotra. Na placu przed nią wzniesiono dla Papieża specjalną platformę.
Pius XII postawił Marię za wzór wszystkich dziewcząt włoskich i z całego świata. Na placu znajdowała się wtedy 16-letnia Pierina, dziś już błogosławiona, zamordowana w 10 lat później w podobnych okolicznościach, jak jej ukochana święta. W swym wózku inwalidzkim także Assunta uczestniczyła w ceremonii. Był tam i jej nawrócony morderca – Alessandro, fakt wyjątkowy w historii Kościoła.
Święta Mario Goretti! Módl się za nami i za młodzieżą, która dziś tak bardzo potrzebuje twej opieki! Amen.
Louis Couette Stella Maris, nr 327 (6/97)
Zob też tekst: René Lejeune’a